niedziela, 22 lipca 2012

6. Powrót


Najgorsze w życiu jest to, iż inni będą ginąć za Ciebie, a Ty byś mógł tylko patrzeć.
~ Naruto


Była już noc, gdy dotarliśmy do Wioski. Brudna, wyczerpana i zziębnięta maszerowałam jako ostatnia, lekko kulejąc. Przeklinałam swoją głupotę, przez którą o mało nie zginęłam. Tuż obok kroczy Shashibi. Jego wzrok utkwiony był w gwiazdach nad nami.

- Są piękne.

Wywróciłam oczami. W tej chwili miałam ochotę jak najszybciej dostać się do domu i solidnie odpocząć, jeśli będzie mi to dane. Uśmiechnęłam się krzywo.

- Co będziesz robić jak dostaniemy się do domu? - spytał, a ja powstrzymywałam się, aby nie parsknąć śmiechem.

Dość śmieszne pytanie, na które doskonale znałam odpowiedź.

- Odpocząć, to chyba jasne? - odpowiedziałam, patrząc na niego przez chwilę. - Nie mów, że nie jesteś zmęczony? - spytałam.

Geyko przyglądał mi się bacznie. Musiałam wyglądać nie ciekawie. Brudna, odziana  w poplamione i poszarpane ubranie, które w każdej chwili może się rozejść. Włosy ułożone w nieładzie, zapewne sterczące na wszystkie strony. Zaiste, cud natury.

- Nie, ale nie mogę doczekać się kolejnej misji. - mówił spokojnie.

Cóż. Ja jednak chciałam pozostać w Konosze, choć kilka dni, aby zregenerować siły, na dalszą walkę. Podniosłam wzrok, kiedy spojrzałam na piętrzącą się przed nami bramę Wioski. W mdłych  blaskach pochodni, dostrzegłam zarys sylwetek wartowników. Na nasz widok, krzyknęli coś, czego nie potrafiłam odszyfrować. Idący na czele naszej grupy Kotetsu, odpowiedział gardłowych głosem. Uświadomiłam sobie, iż pewnie chodziło o hasło. Usłyszałam głuchy zgrzyt metalu, po czym wrota otwierały się powoli, pozostawiając wąski pas, przez który musimy się przecisnąć. Westchnęłam cicho. Szarooki szedł za mną jakby chciał mnie ochronić przed niewidzialnym wrogiem. Przewróciłam oczami. Nie pozbęde się Go przez kilka dni. Lecz to było najmniejsze zmartwienie. Niemal z radością przekroczyłam bramę, wchodząc do środka. Uśmiechnęłam się widząc, jeszcze nie do końca zniszczoną osadę, po środku której widniał krater. Kątem oka dostrzegłam fale zielonych namiotów, które stanowiły prowizoryczne domy dla ninja i niektórych mieszkańców Wioski. Cieszyłam się w duchu, iż mój dom jeszcze stoi. Przystanęłam wpatrując się w lampy, które odganiały ciemności nocy. Było w miarę ciepło i przytulnie i co najważniejsze bezpiecznie. Taką miałam nadzieję.

- My zdamy raport z tej misji. - odparł głośno Izumo, stojący obok swego przyjaciela. - Możecie iść wypocząć, kto wie, kiedy znów wyruszymy. - ostatnie słowa powiedział cicho.

Widać, że był zmęczony. Chunini odwrócili się na pięcie i skierowali się do najwyższego z namiotów. Mogłam spokojnie iść do domu. Gorąca kąpiel okazała się być bardziej kusząca niż wszystko inne.

- Sakura... - Zesztywniałam słysząc owy głos, po czym mój wzrok zatrzymał się na Jego sylwetce.



***



- Sakura. - szepnąłem, spoglądając na nią ogromnymi, błękitnymi oczami.

Zauważyła mnie, patrząc jakby ledwo mnie poznawała. Uśmiechnęła się delikatnie, a w jej oczach dostrzegłem radość. Nie wiedziałem, czym jej spowodowany, moją osobą a może tęsknotą na tym miejscem? Postąpiłem krok na przód, chcąc wyściskać moją przyjaciółkę, kiedy moją uwagę przykuł nieznany mi typek. Był niewysoki, o płowych włosach i przyglądał mi się bacznie. Od pierwszego momentu nie spodobał się mi i w dodatku, kręcił się wokół Haruno. Zmarszczyłem brwi, posyłając nieznajomemu złowrogie spojrzenie, odpowiedział mi tym samym. ' Dupek ' - pomyślałem. Różowowłosa zauważyła mój dziwny wyraz twarzy, gdyż jej uśmiech zbladł. Zerknęła w stronę szarookiego.

- Cześć Naruto to jest Gyeko.

Przedstawiła owego ninja, który z wyższością zadarł brodę do góry. Muszę przyznać, że mnie zirytował, choć trudno mnie zdenerwować. Bez zbędnych słów, chwyciłem zielonooką za rękę i pociągnąłem ją w stronę najbliższej uliczki. Przyjaciółka nie protestowała, zbyt oszołomiona, ażeby się sprzeciwić. Pobiegliśmy  slalomem między namiotami, po czym puściłem dziewczynę za drewnianym, dużym domem. Zatrzymałem się, chwytając ustami zimne powietrze. Spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami i skrzyżowanymi rękoma, oczekiwała wyjaśnień. Rozejrzałem się szukając ów mężczyzny, jednak nie dostrzegłem Go. Uśmiechnąłem się lekko.

- Chciałem po prostu z Tobą porozmawiać bez świadków. - odparłem spokojnie choć zauważyłem jak jej żyłka na czole niebezpiecznie pulsuje.

Miałem tylko nadzieję, że nie wyżyje się na mnie. Ku mojemu zaskoczeniu, wybuchła krótkim, dźwięcznym śmiechem. Stałem ze rozdziawionymi usta, wpatrując się intensywnie w Sakure. Spodziewałem się wszystkiego lecz nie tego.

- W pewnym sensie mnie uratowałeś. - odparła, między atakami śmiechu. - Jednak to było nie uprzejme. - próbowała przybrać poważny wyraz twarzy lecz to jej nie wyszło.

Uśmiechnąłem się lekko. Ciesząc się, że wprawiłem ją w dobry nastrój.

- A więc opowiadaj co u Ciebie. Jak tam misja? - dopytywałem się, chcąc znać szczegóły.

Nagle jej twarz pobladła, a uśmiech zniknął z twarzy.

- Zabito dwoje naszych. - powiedziała to cicho. Milczałem. - Wdarliśmy się na teren Kumo Gakure. Odpoczywaliśmy, kiedy  to się stało. Naszego Kapitana owinął sznur z kartek wybuchowych a jeden z naszych chciał mu pomóc. Zginęli.

 Kiwałem głową w zamyśleniu. Oczyma duszy próbowałem sobie wyobrazić tą scenę, lecz nie wychodziło. Musiało to być okropne. Jednak zawsze są plusy.

- Ale ty przeżyłaś. - szepnął, nie chciałem by zabrzmiał to egoistycznie.

Spojrzała na mnie zszokowana, po czym jednak posłała mi słaby uśmiech,

- Tak. A co u Ciebie? -  zmieniła szybko temat.

Wiedziałem, że nie ma ochoty rozmawiać ze mną o misji, tak więc zrozumiałem jej intencje.

- Trochę sobie powalczyłem. - odparłem, zdając sobie sprawę, iż powoli kierujemy się ulicą.

Mieszkańcy kręcili się po wybrukowanej drodze, rozmawiając i śmiejąc się z żartów. Kto by pomyślał, że choć znajdujemy się w stanie wojny, ludzie potrafią się cieszyć. Uśmiechnąłem się widząc bawiące się dzieci.

- Wiesz?  Kakashi zabronił mi angażować się w sprawy militarne. - odparłem od niechcenie.

Odwróciła wzrok od kolorowych lampionów, po czym przyglądała mi się przez chwilę. Jedna z brwi uniosła się lekko ku górze.

- Czemu? - spytała.

Wzruszyłem ramionami. Choć stało się to zaledwie kilka godzin temu, wciąż w uszach huczały mi słowa szarowłosego.


*


Po walce z ninją z Mgły, udałem się prosto do namiotu, gdzie urzędował szósty Hokage. Starałem się wybadać, po co Hatake chcę mnie widzieć, lecz nie uzyskałem odpowiedzi. Zrezygnowałem. Wszedłem powoli do płóciennego, szarego namiotu. Przenikliwy zapach starzyzny i odór gnijącego mięsa był niedozniesienia. Wszedłem głębiej, spoglądając na pudła i zwoje, leżące poukładane na prowizorycznych półkach. Za biurkiem, które przywleczono z magazynu, siedział podkurczony staruszek. Gdybym nie wiedział kim jest ów osobnik, pewnie nie poznał bym go wcale. Zaledwie w kilka dni stał się cieniem własnego siebie, z resztą nie on jeden. Widziałem jak zagłębia się w zwój leżący przed nim jakby chciał odkryć jego głębie. Cicho zakasłałem, uświadamiając o swojej obecności. Hatake nie zareagował, pisząc coś starannie na czystym papierze, który zapełniał się powoli. Zmarszczyłem brwi. Nigdy nie wiedziałam swego mistrza tak zaabsorbowanego. Niechętnie podszedłem bliżej biurka, chcąc pokazać się Kakashi'emu. Możliwe, że wzrok zaczyna mu szwankować.

- Jeszcze dobrze widzę. - odparł spokojnie szarowłosy, nawet na mnie nie patrząc.

 Otworzyłem usta ze zdziwienia, po czym lekko się uśmiechnąłem. ' Stary, dobry Kakashi '. - pomyślałem. Czarnooki nadal skrobał ołówkiem na papierze, co wydawało się być komiczne, lecz nie odezwałem się, chciałem aby skończył. Po napisaniu zaledwie kilka słów, odstawił ołówek, patrząc na swe dzieło. Kiwał głową czytając jego zawartość, po czym odłożył papier na bok. Westchnął i spojrzała na mnie, pierwszy raz odkąd się tu zjawiłem.

- Naruto nie chcę, abyś wtrącał się do walki. - powiedział to spokojnie aczkolwiek stanowczo.

Zdziwiłem się. Byłem zaskoczony jego słowami. Zmarszczyłem brwi, czując irytację.

- Dlaczego? - niemal warknąłem.

Dlaczego zawsze tak jest? Patrzył na mnie srogo, lecz ufnie.

- Dla naszego dobra. - odpowiedział.

 I to była odpowiedź? Jak dla mnie nie zadowalającą.

- Przecież umiem kontrolować Kyuubiego. - odparłem, czekając na reakcję Hatake, lecz on jakby mnie nie słyszał. - Nie mów, że stanowię zagrożenie, że nie dam sobie rady.

Miałem nadzieję, że zaprzeczy, lecz On nie powiedział nic. Zacisnąłem mocno szczękę, uderzając pięścią w stół, dając upust swoim emocją. ' Nie może mnie tu trzymać ' - myślałem.

- Naruto nie rozumiesz.

- A co mam rozumieć? - odrzekłem sfrustrowany. - Wytłumacz mi.

 Szarowłosy westchnął, splatając swoje dłonie. Patrzył na mnie, patrzył jak na ucznia.

- Dlatego, że...- Umilkł jakby bał się kontynuować swoją wypowiedź albo dlatego, iż ona może mi się nie spodobać. - Nie chodzi o Lisa. Chcę po prostu, abyś się nie narażał, bo w razie potrzeby będziesz jedyną osobą, która może pokonać Akatsuki, a w szczególności jego Lidera.

Zrozumiałem, co miał na myśli. Przygryzłem lekko wargę, czując smak własnej krwi.

- Mam stać i patrzeć jak inni giną za mnie? - spytałem drżącym głosem.

 Jak mógłbym spojrzeć sobie w oczy, wiedząc, że nie potrafię pomóc innym, bo nie mogę? Okazałbym się zwykłym tchórzem, bojącym się stawić czoła nawet geninowi. Nie zniósłbym tego.

- Nie, Naruto. - Kolejne westchnięcie karookiego. - Po prostu, zaledwie od kilku dni zostałem Kage i jeszcze do końca nie potrafię rozwiązywać pewnych spraw. Ale wiedz, że ta decyzja jest słuszna i w głębi i ty w to wierzysz.

Milczałem. Tylko moje oczy zdradzały emocje, jakie mną targają. Otworzyłem usta, starając się wypowiedzieć kilka słów.

- Jeśli tego chcesz Hokage to tak uczynię. - zauważyłem smutek, który czaił się w oczach mentora.

Lecz nie potrafiłem inaczej. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z namiotu, nie zważając na krzyki Hatake.


*


Sakura lekko trąciła mnie łokciem, przywracając mnie do szarej rzeczywistości. Zaskoczony spojrzałem na jej bladą twarz, na której pojawił się lekki uśmiech.

- Już jesteśmy. - odparłam.

Zdezorientowany rozejrzałem się dookoła, uważnie przyglądając się ulicy, która dziwnie była mi znana. ' No tak ' - pomyślałem. Staliśmy pod jej domem, a ja tego nie dostrzegłem. Chciałem się roześmiać, lecz nie potrafiłem. Ze smutkiem spojrzałem na przyjaciółkę.

- No to dobranoc. - pożegnałem się, kierując się w stronę powrotną.

- Dobranoc. - usłyszałem jej słaby głos za plecami.

Nie odważyłem się spojrzeć za siebie, bojąc się, że to co zbudowałem, runie. Włożyłem ręce do kieszeni pomarańczowego dresu, karcąc się za głupotę. I za to, że się tak boję.


wtorek, 17 lipca 2012

5. Jestem Geyko Shashibi

Mogę się bać i to bardzo, lecz nigdy nie przestanę walczyć.
~ Sakura

Wojna. Zawsze była tylko słowem, które oznaczało długotrwały konflikt. Dopiero na polu walki, zaznałam co kryje się pod ów krótkim słowem. To więcej niż mogłam przypuszczać. Kiedyś wyobrażałam sobie piekło i tym właśnie jest wojna. Możliwe, że jest jeszcze gorsze. Apokalipsa? Bardzo bliskie określenie i jak trafne. Przedzieraliśmy się niewielką grupą nad granicą  z Kumo Gakure. Poruszaliśmy się cicho i sprawnie, starając się narobić jak najmniej hałasu. Biegliśmy przez cały dzień. Byłam zmęczona i to cholernie. Marzyłam, aby znaleźć się w domu i odpocząć. Lecz nie było to mi dane. Przywódca grupy junin - Anaku, popędzał nas przez cały czas, nie dając nam ani chwili wytchnienia. Padałam już ze zmęczenia, jednak trzymałam się i gnała dalej. Zostanie tu oznaczałoby śmierć dla mnie i towarzyszy. Nie chciałam umierać, lecz w tej chwili był to jedyny możliwy scenariusz. W każdej chwili mogli zaatakować nas shinobi z Iwy, którzy patrolowali obszar Kumo. Nie wspominając o ninja tej małej wioski, do której zapewne doszły słuchy o konflikcie zbrojnym.
Zmarszczyłam brwi, słysząc kolejne komendy mężczyzny.

- Ruszcie się! - warknął, spoglądając na nas przez ramię.

Chunin o płowych włosach, biegnący najbliżej mnie, skrzywił się nieznacznie.

- Jesteśmy zmęczenie! Jak mamy dalej biec?! - krzyknął rozdrażniony.

Czarnowłosy spojrzała na niego groźnie, po czym spokojnie odparł:

-  Jeśli chcesz żyć, to lepiej zużywaj energię na bieg a nie krzyki. - zakończył swój wywód.

Odwrócił głowę i bez ostrzeżenia, wskoczył na najbliższe drzewo. Chcąc nie chcąc poszliśmy za nim. Wbiegliśmy w środek gęstego, niebezpiecznego lasu, który okalał terytorium Wioski Trawy.

- Może tego chcę właśnie wróg. - odparł szeptem mój kompan. - Abyśmy jak głupcy wpadli prosto w pułapkę.

W głębi serca miałam nadzieję, że tak nie jest. Bałam się bezpośredniego starcia z wrogami, lecz jakby było trzeba walczyć, walczyłabym, nie zastanawiając  się nad tym. Tupot naszych butów był coraz wyraźny na tle panującej ciszy. Ptaki nie śpiewały, ukryte głęboko w dziuplach, bojąc się wystawić choćby dziób. ' Nie podoba mi się ta cisza ' - myślałam, patrząc gdzieś w dal. Hiwaraki biegł uparcie dalej, nie przejmując się bezdźwięczną ciszą, która zawisła nad nami niczym mgła. Walczyłam z mdłościami, które nasilały się z każdą minutą. Czułam, że wydarzy się coś złego. Choć nie chciałam dopuścić do siebie złej myśli.

- Nie podoba mi się tu. - rzekł cicho Kotetsu, który wcale nie poprawił mi humoru swoimi przypuszczeniami.

Tym bardzie czułam się źle, gorzej niż przedtem. Byłam spięta do tego dokuczał mi głód, choć próbowałam go zignorować. Nie jadłam cały dzień, lecz nie miałam zamiaru się skarżyć. Nagle drzewa przed nami ustały i znaleźliśmy się na małej polance, utkwionej w samym sercu lasu. Ciężko upadłam na ziemię i wstałam. Spojrzałam w niebo, widząc jednak tylko czysty błękit i kilka pierzastych chmur. Z powietrza nic nam nie zagraża. Marne pocieszenie w tak beznadziejnej sytuacji. Jednak nie muszę ciągle patrzeć w górę. Usłyszałam swój świszczący głos i kilka jęków towarzyszy.

- Będzie ślad. - wymamrotał blondyn, siedzący na płaskim kamieniu.

Zdjął buty i spoglądał na zaczerwienienia wokół palców.

- Lepszy odgniotek niż stracenie głowy. - odparł sarkastycznie płowowłosy, opierający się o konar drzewa.

 Zielonooki posłał mu złowrogie spojrzenie.

- Jeszcze się dziwie, że Ci łeb nie oderżnęli. - warknął.

Chunin uśmiechnął się ironicznie. Zapewne szykując kolejną ciętą ripostę.

- Zamiast się kłócić, powinniśmy współpracować. - wtrącił się czarnowłosy kapitan, bacznie się nam przypatrując. - Tylko ułatwiacie sprawę wrogi. - ciągnął. - Zamiast Oni, sami się nawzajem pozabijamy o byle błahostkę. - mówił rzeczowo aczkolwiek starał się nam wmówić kilka rzeczy. - Zapewne nikt z Was nie był na wojnie, ja byłem i widziałem , co potrafi. - zamilkł na chwilę, wspominając dawne czasy. Zamglone oczy i nieprzenikniony wyraz twarzy zdradzały, że myślami przeniósł się w przeszłość. - To była rzeź. Miałem szczęście, że przeżyłem.

Zapewne miał rację. Spojrzałam na swoje dłonie, skryte pod czarnymi, skórzanymi rękawiczkami.

- Odpocznijcie, bo możliwe, że potem nie będzie na to czasu. - dodał i skierowałam się pod ścianę drzew, które rzucały cienie.

Odprowadziłam go wzrokiem, po czym sięgnęłam do swej kabuny. Wyciągnęłam z niej butelkę wody, po czym jednym łykiem wypiłam całą zawartość. Chłodna ciecz otrzeźwiła moje gardło. Suchość zniknęła. Zakręciłam butelkę, którą schowałam do podręcznej torby.

- Hm...aż tak byłaś spragniona? Co być zrobiła, gdybyśmy byli na pustyni? - usłyszałam nad sobą drwiący głos. Uniosłam delikatnie głowę, spoglądając prosto w szare oczy rozmówcy. Zignorowałam jego uwagę, sprawdzając czy w torbie mam wystarczająco dużo broni.

- Czyżbym, aż tak działał na kobiety? - zaśmiał się cicho.

Zmroziłam go spojrzeniem swych szmaragdowych oczów.

- Nie pochlebiaj sobie. - warknęłam.

Ów mężczyzna zaczynał mnie irytować. Ciężko mi zapanować nad agresją, która we mnie drzemie. Nigdy nie miałam cierpliwości do takich wygłupów. Toteż unikałam bezpośredniego kontaktu. Lecz ten zawadiaka nie wiedział na co się porywa.

- Czasami najlepszych przyjaciół poznaje się na polu bitwy. Jestem Geyko Shashibi. - przedstawił wyciągając do mnie spoconą dłoń.

Nie mając wyjścia, uścisnęłam jego rękę, może zbyt mocno, gdyż lekko się skrzywił.

- Sakura Haruno - odpowiedziałam.

Przywiązałam kabune z powrotem do pasa, aby jej nie zgubić. Płowowłosy przyglądał mi się z ciekawością.

- Ciekawi mnie, co tu robi jedyna dziewczyna, która bynajmniej nie pasuje do naszych szeregów. - Myślał na głos. Uśmiechnęłam się lekko.

- Jestem medic-ninja. - wyjaśniłam. Otworzył usta, zapewne chcąc dalej ciągnąć swoje wywody.- Zadajesz nie mądre pytania. - zauważyłam, wstając z ziemi.

Przeszłam zaledwie kilka kroków, kiedy szarooki zjawił się blisko mnie. Skrzywiłam się nieznacznie, na samą myśli, że mężczyzna będzie za mną łazić cały dzień. On jednak jakby nie zauważył mego osobliwego wyrazu twarzy. Jego oczy nieruchome rozglądały się po otoczeniu.

- Co sądzisz o naszym Kapitanie? - Nagle spytał, zatrzymując się raptownie po środku niewielkiej polany.

Kątem oka spojrzałam na Anaki'ego siedzącego nieruchomo na ziemi. Jego sylwetka lekko przygarbiona, przypominał starca, który przeszedł już nie jedno. Lecz nie zamierzałam tego powiedzieć.

- Doświadczony jonin. - odpowiedziałam.

Płowowłosy pokręcił niezadowolony głową.

- Ja widzę człowieka, który żyje przeszłością. Wspomina i dręczy się, że nie potrafił obronić swych przyjaciół. Zawiódł ich. Teraz chcę to odpracować. - zakończył.

Zaskoczona zerknęłam na czarnowłosego, po czym przeniosłam wzrok na chunina. Może i był osobą dość irytującą, jednak potrafił dosięgnąć głębi innego człowieka, potrafił odczytać ich myśli. Dosięgnąć ich skalanej duszy.

Otworzyłam usta, aby dowiedzieć się więcej, gdy przeraźliwy krzyk rozdarł powietrze, napełniając całą polanę upiornym dźwiękiem. Oboje zaskoczeni, odwróciliśmy się w stronę źródła dźwięku. Za nim cokolwiek pomyślałam, pognałam w kierunku jonina. Usłyszałam za sobą potok przekleństw, wydobywający się z ust Geyko. Jednak zignorowałam go. Za nim dotarłam na miejsce, nasza grupka wzbiła się w kłębek obok czarnowłosego. Zatrzymałam się raptownie. Hiwaraki stał jak sparaliżowany, a jego ciało krępowały cienkie druty, na których zwisały kartki wybuchowe. Niemal z lękiem przypatrywałam się temu. Mężczyzna nie mógł się poruszyć, gdyż mógł uaktywnić pieczęci na prostokątnych kartkach.

 -Cholera!

Ktoś wysyczał mi do ucha i z niesmakiem pomyślałam o moim nowym koledze.

- I co teraz? - spytał przerażony blondyn.

- Jak to co, uciekać!? -  warknął płowowłosy, odwracając się na pięcie.

Reszta ani drgnęła ja również. Nie wiedziałam, co zrobić.

- Nie możemy go zostawić. -  odrzekł zielonooki i postąpił krok na przód.

- Nie! - Krzyknął Izumo, lecz było za późno.

Hiraji zastygł bez ruchu, gdy jego stopa dotknęła połyskującego drutu.  Przerażonymi oczyma wpatrywał się w kapitana. Jej wargi drgały jak u ryby, której brakuje wody. Nie czekając, ruszyłam na przód chcąc znaleźć się jak najdalej. Nastąpił wybuch. Eksplozja była tak silna, iż rzuciła mną daleko. Z głuchym trzaskiem upadłam na drzewo. Jęknęłam. Przed oczami majaczyły mi czerwone plamy. Upadałam jakby w zwolnionym tempie. Stado ptaków wzbiło się do lotu, dając znak przeciwnikowi o naszym położeniu. Poczułam twardy grunt, a źdźbła trawy muskały mój policzek. Za wszelką cenę walczyłam aby nie zemdleć. Czułam jak coś lepkiego spływał mi po głowie. Uświadomiłam sobie, że to jest krew. Jęknęłam z bólu, kiedy próbowałam się dźwignąć z ziemi. Bolały mnie żebra. Przypuszczałam, iż mam złamane, w najlepszym razie pozostaną tylko sińce. Zabrało mi sił. Świat wirował mi przed oczami. Przymykałam oczy, walcząc z omdleniem. Mocne, silne ramiona postawiły mnie do pionu i trzymały dopóki mi nie przeszło. Lekko zachwiałam się, nie mogąc utrzymać równowagi.

- Spokojnie.

Głos Sashibi'ego był jak kojący balsam. Puścił mnie, kiedy stanęłam na własnych nogach.

- Co się stało? - jęknęłam, czując pulsujący ból w skroni.

- Nastąpiła eksplozja. Idiota jeden wlazł tam gdzie nie trzeba! - mówił szybko szarooki.

Informacje docierały do mnie powoli. Nadal miałam mroczki przed oczami.

- O mało nas nie zabili! - warczał.

- Wszyscy żyją? - spytałam, przerywając jego monolog.

Zerknął na mnie z ukosa, po czym rozejrzał się po polanie.

- Prócz Hiraji i kapitana, ale jeśli tu dłużej zostaniemy to również i my zginiemy. - Kiwnęłam głową. Rozumiejąc cały obraz sytuacji. Znaleźliśmy się w dość nie korzystnym położeniu. - Zbieramy się. Nie ma czasu.

- A inni? - spytałam, kiedy prowadził mnie przez polane.

Do moich nozdrzy dotarł ohydny zapach ludzkich wnętrzności połączony ze spalenizną. Przechodząc, zauważyłam plamy krwi i resztki spalonych ciał. Zadrżałam, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła. Starałam się nie zwymiotować.

- Nie patrz. - poleci Gekyo.

Pokiwałam głową, lecz to nie było łatwe. Płowowłosy przeprowadził mnie do grupki jeszcze żyjących towarzyszy. Wszyscy byli wstrząśnięci jak i przerażeni choć zachowywali zimną krew. Kotetsu i Izumo, chcieli zapanować nad grupką zdezorientowanych ninja. Na nasz widok odetchnęli z ulgą.

- Całe szczęście, że wy żyjecie. - oznajmił chunin o krzaczastych, czarnych włosach. - Nie możemy tu zostać, tak więc ruszajmy i bez oglądania się za siebie. - szybko polecił.

Kiwnęliśmy głowami. Nagle poczułam jak grunt pod moimi nogami drży. Myślałam, iż trzęsą mi się nogi, jednak wszyscy to czuliśmy.

- Wróg!

Izumo wyglądał na przestraszonego do głębi, jednak szybko otrząsnął się.

- Biegnijmy! I to szybko!

Ruszyliśmy biegiem. Szarooki biegł obok mnie, w każdej chwili gotowy, aby mnie poratować. Za plecami słyszałam wały przesuwających się skał, lecz nie odwróciłam się. Bojąc się, że to będzie ostatnia rzecz jaką zobaczę przed śmiercią.


***


Patrzyłem na przeciwnika, który z precyzją, unikał moich ataków. Włożyłem więcej siły i rzuciłem kolejną porcję kunai, lecz to było nadaremne. Shinobi z Mgły odbił broń jakby były to papierowe zabaweczki. Niemal z łatwością mógł rozbijać skały własnymi rękoma, nie krzywiąc się przy tym ani razu. Pomyślałem, iż w tej chwili przydałaby się Sakura. Zapewne spuściła by łomot temu gościowi. Na samo wspomnienie przyjaciółki, posmutniałem. Nie miałem od niej  żadnych wieści, gdy dwa dni temu wyruszyła wraz z niewielkim oddziałem na granice z Kumo. Czy jest zdrowa? Czy żyję? Wiele pytań krążyło mi po głowie, jednak nie miałem czasu, aby kogoś zapytać. Martwiłem się, czy kiedykolwiek ją zobaczę. Potrząsnąłem głową i uderzyłem się w policzek.  ' Nie myśl tak ' - upominałem siebie. Zapewne rozbawiłem przeciwnika swoim zachowaniem, gdyż uśmiechnął się głupkowato.

- Hm....pomyśl. - odparł, pokazując mi swój miecz. Przypominał bardziej katanę niż jeżeli miecz. - Ja i Ty. Kto wygra? - mówił jakby znał odpowiedź, choć nie byłem tego tak pewien.

Mężczyzna demonstrował swą broń, która lśniła w słońcu. Powoli zaczynał mnie irytować tą wszechwiedzą.

- Co chcesz zrobić tą szpilką? - spytałem.- Chyba nie zabić?

Nie powinienem drażnić przeciwnika, zapewne Kakashi ostro by mi złoił skórę za głupotę. Niebieskooki znieruchomiał, a jego oczy były niczym lód.

- Zaraz zobaczysz. - warknął i ruszył na mnie.

Oceniłem odległość między nami, po czym wykonałem pieczęcie i szepnąłem:

- Kage Bunshin no Jutsu.

Wokół mnie zamajaczyły moje klony, które ze wrzaskiem rzuciły się na ninje. Zaskoczony niebieskooki ilością moich podrób, warknął ze złością. Ciął ostrzem klony, gdy ja w tym czasie wraz z dwoma moimi klonami, tworzyłem Rasengan. Chciałem szybko zakończyć tą bitwę. W mej prawej dłoni formowała się wirująca kula. Uśmiechnąłem się lekko i skinąłem głową.

- Zaraz Cię dorwę.-  krzyknął temten, pędząc w moją stronę.

Klony zagrodziły mu drogę, lecz przeciął je na pół. Biegł szybko, unosząc miecz. Uniosłem delikatnie brew i czekałem na odpowiedni moment.

- Rasengan !! -  krzyknąłem  i uderzyłam go w pierś.

Shinobi znieruchomiał a z jego ręki wypadł miecz. Patrzył na mnie oczyma, w których dostrzegłem strach. Otworzył usta, a po brodzie skapywała mu krew. Przymknąłem oczy i pchnąłem go mocniej. Siła uderzenia była niebywale potężna. Ciało ninjy z Mgły poniosło daleko, aż za linie drzew, około kilometra ode mnie. Usłyszałem głuchy trzask kości i jęk, ostatni jaki wydał mężczyzna. Westchnąłem ciężko, widząc zwłoki niebieskowłosego, leżące niedbale na ziemi. ' Nie chciałem tego ' - pomyślałem z goryczą. ' Ale czasu cofnąć się nie da ' .  Przymknąłem oczy i odwróciłem się z zamiarem odejścia.

- Naruto! - donośny krzyk, spowodował, iż spojrzałem przed siebie.

W moją stronę biegł Shikamaru wraz z Yamato, wyglądali na zmartwionych. Uśmiechnąłem się i pomachałem im.

- Cześc! Co tam?!

Dobra mina do złej gry. Nie przestawałem się uśmiechać, gdy obaj mężczyźni podbiegli do mnie.

- Co tam?! - Nara z furią rzucił się na mnie. Odskoczyłem przerażony jego gwałtowną reakcją. - Jak możesz walczyć z wrogami!  Jakby Cię porwali albo gorzej?! - mówił czarnooki. Pierwszy raz widziałem jak się tak zdenerwował. - Wiesz kim jesteś..? - mówił, nie przerywając swego monologu. Zmarszczyłem brwi.

- Jestem Naruto Uzumaki z Wioski Ukrytej w Liściach a także shinobi -. wszedłem mu z słowo.

Czarnooki zamilkł, rażony mymi słowami. Umilkł. Brązowowłosy nie wtrącał się do dyskusji.

- Przepraszam... - wychrypiał Shikamaru, zaciskając ręce w pięści. - Ta wojna...mnie wykończy... - mówił przyciszonym głosem.

Uśmiechnąłem się blado. Poklepałem go lekko po ramieniu. Uniósł głowę, wpatrzony we mnie.

- Nic się nie stało. Rozumiem. - Wargi przyjaciela wygięły się w lekki łuk. - A tak a propos, to po co przyszliście? - spytałem. Za nim szatyn zdążył otrząsnąć się z szoku, przemówił Kapitan Yamato.

- Hatake chcę z Tobą pomówić. - Zakasłał cicho. - Znaczy Hokage.

- Dla mnie na jedno wychodzi. - odparłem. 

Postąpiłem krok na przód, kierując się w stronę namiotu, gdzie znajduje się ' biuro ' Kakashi'ego.

- Macie wieści od Sakury? - spytałem, mając nadzieję, że uzyskam odpowiedź.

- Dzisiaj powinni wrócić. - Skinąłem głową, resztę drogi milczałem.


***

Zmieniłam narrację na pierwszoosobową, gdyż tak mi łatwiej pisać.

4. Postanowienie

Boję się spojrzeć w Twoje błękitne oczy, myśląc, że zobaczę tylko pustkę.
~Sakura


Szedł, bezwiednie poruszając kończynami. Nie reagował na zaczepki mijanych mieszkańców, którzy w zdumieniu patrzyli za nim. W jego głowie pojawił się pewien obraz, który bez ustanku stawał mu przed oczami. Nie bacząc na nic, szedł jak ślepiec, wiedziony instynktem. Minął kolejne namioty, gdzie przebywali chorzy ludzie. Słyszał krzyki rannych jakby rozlegały się z oddali. Nie odwracał się jednak, żeby zobaczyć wykrzywione twarze ninja, którzy konali  w cierpieniach. Ten widok, aż zanadto znał. Z resztą jego wędrówka się nie skończyła, a on musi tam dojść. Żwir chrzęścił pod jego stopami i stanowił jedyną melodię, w której wsłuchał się rytm. Niemal, że mechanicznie skręcił w kolejną przecznice, która nagle skończyła się. Zatrzymał się. Zawiał lekki wiatr, który muskał jego blade policzki. Okrągłymi oczyma wpatrywał się w pozostałości Wioski Liścia. Gruzy, przyschnięte plamy krwi i zapach śmierci unoszący się w powietrzu. Przymknął oczy, odrywając się tym samym od przykrego widoku. Po jego policzkach spływały słone łzy, rozbijając się o podłoże. Z jego gardła wyrwał się szloch. Płakał jak małe dziecko. Upadł na kolana, brudząc sobie pomarańczowo-szary dres. Nie przestawał szlochać. Oparł się rękoma, wpatrzony w gołą ziemię.

- To moja wina. - szepnął, zaciskając prawą dłoń.  -  Moja wina.



***



Upiła łyk gorącego płynu, który rozgrzewał ją od środka. Z głuchym trzaskiem, postawiła kubek na stoliku. Shizune zdążyła już zjeść i napić się herbaty, po czym powróciła do czuwania nad Tsunade. Różowowłosa patrzyła na nią przez chwilę, kiedy niemal z czułością brunetka poprawiała poduszkę kobiecie. Wiedziała, iż czarnooka tęskni za swoją mentorką z resztą ona też. Bardzo chciała, by ten koszmar wreszcie się skończył i blondynka odzyskała przytomności. Wtedy byłoby inaczej. Przygryzła lekko wargę i jej wzrok powędrował na powiewające płachty namiotu, które stanowiły prowizoryczne drzwi.

- Jeśli chcesz to idź. - usłyszała głos medyczki.

Zaskoczona Haruno odwróciła głowę w jej stronę. Kobieta uśmiechała się do niej pokrzepiająco.

- Popilnuję Panią Tsunadę, a ty możesz iść do niego. - dodała szybko.

Zielonooka skinęła lekko głową, po czym wstała od stolika. Posłała ostatnie spojrzenie na leżącą bursztynooką i wybiegła z namiotu.



***



Siedział skulony niczym bezbronne dziecko, które potrzebuje matki. Rozczulił ją ten widok a także zaniepokoił. Blondyn nawet nie drgnął, gdy różowowłosa podeszła do niego i ukucnęła obok. Jego nieruchome oczy bacznie wpatrywały się w niewidoczny punkt, na ziemi. Z niepokojem patrzyła na blondyna, który jakby zamknął się w sobie. Jej dłoń lekko musnęła jego ramię.

- Naruto -  szepnęła, czekając, na jakąkolwiek reakcje.

Jednak nic się nie działo. Niebieskooki zgarbił się jakby ktoś uderzyła go w plecy. Twarz pozostała bez wyrazu, nieprzenikniona, nie zdradzająca żadnych uczuć. Przestraszyła się a zarazem buzował w niej gniew. Nie chciała wyładowywać się na przyjacielu, lecz jego bezczynność ją irytowała. Spróbowała jeszcze raz. Jej ręką mocno wbiła się w ramię Uzumakiego, po czym lekko nim potrząsnęła, chcąc wyrwać go z tego stanu. Pomogło. Naruto podniósł głowę jakby rażony piorunem. Jego oczy odzyskały dawny blask, choć w głębi nadal czaił się mrok. Powoli odwrócił się w stronę zielonookiej, na której twarzy zagościł uśmiech.

- Naruto. - szepnęła z nadzieją.

- Nawet nie zauważyłem jak przyszłaś. - powiedział to sennym głosem. - Przepraszam. - wyszeptał, znów pogrążając się w swoim świecie, który sam stworzył.

Kunoichi nie mogła na to pozwolić, nie teraz.

- Chciałam Cię przeprosić. - odparła z mocą, tak, że blondyn spojrzał na nią przenikliwie. - Wiem, że jest trudno.. ale - Zawahała się jakby bała dalej kontynuować swojej wypowiedzi. - Musimy trzymać się i wierzyć w lepsze jutro. - Choć sama w to nie wierzyła.

Naruto patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, po czym roześmiał się szaleńczo. Rechotał wniebogłosy, nie przejmując się, iż Sakura skrzywiła się lekko. Zaraz jednak przestał i spojrzał na zniszczoną Wioskę. W dużej części stanowiła ona tylko gruzowisko, cmentarzysko starych wspomnień. Mimowolnie Haruno powiodła wzrokiem za kolegą. W jej oczach czaił się smutek pomieszany z bezradnością. Patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stały domu. Siedziba Kage została zrównana z ziemią, tylko kamienne głowy Hokage Wioski Liścia patrzyły dumnie w przestrzeń. Oderwała wzrok od tego przykrego miejsca, po czym spojrzała na blondyna.

- Widzisz co zrobili? - spytał, uważnie przyglądając się otoczeniu.

Napawał się tym widokiem, który zapamięta do końca życia a nawet dłużej.

- To moja wina.

Zielonooka gwałtownie wstała. Miała dość już użalania się Uzumakiego. Chwyciła go za kołnierz i podniosła go z ziemi. Chłopak patrzył z rozszerzonymi tęczówkami na swą przyjaciółkę. Jej twarz stężała od gniewu i innych negatywnych uczuć, które nią zawładnęły.

- Zamknij się! - warknęła, przerywając ciszę na pustkowiu. - Zamknij się!

Blondyn oniemiał, nie próbował wyrwać się z uścisku dziewczyny, która okazała się być silniejsza od niego. A może chodziło o słowa, które potem wypłynęły z jej ust?

- Stało to się stało! Nic na to nie poradzimy. Pogódź się z  tym! Zamiast użalać się nad sobą, to byś zbierał siły na Wojnę! Pamiętaj, że choć nie możemy odmienić przeszłości mamy wpływ na przyszłość! - mówiła, coraz głośniej. - Daj spokój Naruto. Jesteś tylko człowiekiem, nie możesz wszystkiego robić sam. Masz przecież Nas, przyjaciół, kolegów, Wioskę! Pozwól nam sobie pomóc. Razem stanowimy jedność. Razem możemy wszystko. - zakończyła, wpatrując się w nieruchome błękitne tęczówki.

Uścisk zelżał, gdy Sakury puściła blondyna. Odeszła od niego na krok, wciąż wpatrując się w jego osobę. Uzumaki jakby dopiero się ocknął z letargu. Zamrugał nerwowo powiekami, po czym spojrzał na Haruno.


- Sakura..- wyszeptał i rozejrzał się wokół.

Na jego twarzy zagościł nikły uśmiech.

- Arigato.

Uśmiechnął się szeroko a jego oczy zalśniły nowym blaskiem.



***



Zapragnął być wszędzie tylko nie tu.  Siedzi i patrzy na mapę, a tuż obok niego stoi Nara. Omawia, cierpliwie  tłumaczy, dobiera odpowiednio każde słowo. On tylko kiwa głową, błądząc myślami gdzieś daleko. Gdyby nie to, że sytuacja jest zła, nigdy by się nie zgodzić być Hokage. Gdyby Danzou wrócić ze Szczytu Pięciu Kage nie musiałby tu siedzieć. Gdyby...jednak nie czas już na gdybanie. Klamka już zapadła. Westchnął cicho i przeczesał dłonią swe rozwichrzone pasma szarych włosów. Shikaku zamilkł.

- Kakashi.

Jego chłody głos zabrzmiał w pomieszczeniu.

- Musisz podjąć decyzję. Mogę być Twoim doradcą, lecz ty musisz dyrygować.

 Jego słowa nie podziałały kojąco na Hatake. Przymknął oczy i wypuścił ze świstem powietrze.

- Niech będzie. Zaatakujmy.



***
Kolejny rozdział nudny jak flaki z olejem. Może w następnym będzie więcej akcji, choć nie obiecuję. Pozdrawiam

3. Tłumione emocje

Nie baw się w bohatera
Nie udawaj męczennika
Nie jesteś sam
Pamiętaj o tym...


Wychudły mężczyzna spoczywał na drewnianym krześle. Z przymkniętymi oczyma obserwował osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Członkowie Rady nerwowo spoglądali po sobie a ich szepty odbijały się ech po pustej sali. W końcu jego wzrok zatrzymał na dwóch pustych miejscach po swej prawej stronie. Zmarszczył brwi, spoglądając i z zażenowaniem, myśląc o owych spóźnialskich, którzy byli ważnymi figurami na tym spotkaniu. Lecz bynajmniej ich to nie obchodziło, gdyż nawet nie raczyli go poinformować, że nie zjawią się. Lord z głośnym westchnieniem oparł się o poręcz krzesła, tym samym zwracając na siebie uwagę innych ludzi. Mężczyźni zamilkli i z zainteresowaniem przyglądali się Lordowi Feudalnemu.

- Zaczynamy obrady.- odparł, na tyle głośny, aby każdy go usłyszał.

- Ale... - zająkał się shinobi siedzący na końcu stołu. -Co z starszyzną? - spytał głucho.

Lord spojrzał na niego przenikliwie.

- Nie ma ich, a dłużej nie będziemy czekać, aż wreszcie się pokażą. Zbliża się Wojna a my musimy podjąć odpowiednie kroki. - wyjaśnił.

Brunet zamilkł i usiadł na swoim krześle.

- Zaczynajmy.- rzekł czranoooki, splatając dłonie ze sobą. - Z tego co wiem, Kazekage poinformował nas o przebiegu szczytu Pięciu Kage, które zakończyło się porażką. Wioski wypowiedziały między sobą wojnę, choć my możemy być pewni, że Piasek nam pomorze. Z drugiej zaś strony zagraża nam organizacja Akatsuki, która rośnie w siłę. Ta wojna doprowadzi tylko do wygranej Brzasku. Ale cóż, na razie tym nie będziemy się martwić.  Lecz pozostaje jeszcze jeden dylemat.. - zamilkł, słysząc jak drzwi otwierają się ze zgrzytem i do sali wkroczyły trzy osoby.

Wszyscy unieśli wzrok i wpatrywali się w intruzów. Lord z wyższością spojrzał na nadchodzącą Starszyznę Wioski.

- Przepraszamy za spóźnienie. - odparł  Homura i lekko ukłonił się.

Kobieta zaś usiadła na krześle, wcale nie przywitawszy się z Lordem, co wywołało fale zakłopotania  u jej kolegi, który usiadł obok.

- A więc skończę to co zacząłem, za nim mi przerwano. - Tu spojrzał wymownie na staruszków. Mitokadu skulił się na krześle, a jego koleżanka wcale się tym nie przejęła, zignorowała uwagę Lorda pod ich adresem. - Musimy wybrać nowego Kage Wioski.

Koharu zesztywniała na krześle i posłała szybkie spojrzenie brunetowi.

- Ale Hokage jest Danozu! - wypaliła, nie przejmując się ostrzeżeniem Homuri.

Karooki spojrzał na nią miażdżącym wzrokiem.

- Ale go tu nie ma. - rzekł z naciskiem.

- Może jego podróż się nieco przedłużyła, ale jestem pewna... - Nie dała za wygraną siwiejąca kobieta. Nikt nie odważał się przerwać rozmowy owym dwóm osobą, wiedząc, że to pogorszyło by sytuację. - Powinniśmy wysłać kilku ninja i....

- Nie! - krzyknął władczo.

Koharu drgnęła niespokojnie na krześle, przestraszona nagłym wybuchem czarnookiego. Reszta Rady również nie spodziewała się jego reakcji, wszyscy zamilkli na chwilę.

- Jest wojna. Nie będę marnował życia shinobi, aby nadaremnie szukali Danzou. Choć mam pewne przypuszczenie, że on po prostu uciekł. Pozostawiając nas w takiej beznadziejnej sytuacji. - odparł, zauważył, iż Utatana ma zamiar coś powiedzieć, lecz nakazał władczym ruchem ręki, aby się nie odzywała. - Dość! Posłuchałem Was, wtedy kiedy wybieraliśmy 6 Hokage. Uważałem, że to dobry wybór, ale się myliłem. Teraz nie chcę znać waszych propozycji, postarajcie się wymyślić co trzeba zrobić, aby przygotować się do Wojny Shinobi. - Koharu i Homura z wolna kiwnęli głowa i zamilkli, całkowicie wyłączając się  z posiedzenia.

- Czekam na Wasze propozycje.

Zapadło milczenie. Kilkoro mężczyzn naradzało się między sobą, wybierając pośród shinobi Wioski najlepszego ninja, który poprowadzi ich ku zwycięstwu.

- Uważam, że znajdzie się kilku świetnych ninja. - odparł pewien blondyn, przekonując swoich kolegów, którzy mu przytaknęli.

Hatake w milczeniu przysłuchiwał się rozmową Radnych, którzy wymieniali swoje poglądy na temat danego osobnika.

- To bezsesnu. - wyszeptał i westchnął ciężko.

- Może i masz rację, ale to jest potrzebne. - odpowiedział Shikaku.

Siedział ono obok syna Białego Kła i z uwagą przyglądał się Lordowi, który czekał na ostateczny werdykt. Ręce splótł na klatce piersiowej, wygodnie oparty o poręcz krzesła.

- Niestety. - dołączył do nich Shikamaru, już całkiem znudzony posiedzeniem.

- Więc? - ponaglił niecierpliwy Lord, wpatrując się w zebranych.

Mężczyzna o blond włosach wstał lekko i godnie, po czym z najwyższym szacunkiem zwrócił się do czarnookiego.

- Lordzie Feudalny, naradziłem się wraz z kolegami. - Tu wskazał na rząd Radny siedzących obok niego. - I doszliśmy do porozumienia, że najlepszym kandydatem na Kage będzie Yamato.

Koharu parsknęła śmiechem, wcale nie przejmując się, krytycznymi spojrzeniami reszty Rady. Homura zaś o mało co nie zapadł się pod ziemie, prosząc w myślach, aby Narada wreszcie się skończyła, a on mógł spokojnie napić się ziołowej herbaty na ukojenie nerwów. Lord jakby nie usłyszał dziwnej reakcji Utatany, na wymienione imię kandydata.

- A ty Shikaku? - odparł zmęczony.

- Uważam, że najlepszym kandydatem będzie Hatake Kakashi. - odparł bez wahania.

Siwowłosy poruszył się zdenerwowany na krześle, a swe przenikliwe spojrzenie przeniósł na starszego Nare, który uśmiechał się chytrze.

- Hatake...hm....syn Białego Kła. - zastanawiał się Lord. - Tak to będzie odpowiedni Kandydat.A więc Hatake Kakashi. - zwrócił się do karookiego, który po usłyszeniu swojego imię wstał. - Mianuje Cię na 6 Kage Wioski Liścia.

***

Z determinacją na twarzy zaczął pokonywać dużymi krokami, odległość jaka dzieliła go od dużego, granatowego namiotu na obrzeżach Konohy. Jego oddech był nierówny a klatka piersiowa unosiła się i opadała. Mięśnie nóg zesztywniały od napięcia, wykończone nadmiernym wysiłkiem, lecz blondynowi to wcale nie przeszkadzało. Nawet nie czuł ogarniającego go bólu. Szedł z pochyloną głową i oczami utkwionymi tuż przed sobą, w jego głowie huczały myśli, które wciąż krążyły wokół wiadomości przesłanej przez Kazekage. Nie wierzył, tak po protu nie wierzył, że Kage spaprali posiedzenie tylko, aby kłócić się i wypominać dawne urazy.
"A gdzie pokój?" pomyślał i zatrzymała się na chwilę, aby potem znów ruszyć z kopyta. Przecież nacje pięciu Narodów powinni się dogadać, zapomnieć o dawnych dziejach i zacząć działać przeciwko Akatsuki. Lecz to się nie stało. Ułatwili im tylko wolną drogę bo objęcia władzy nad światem. Bezduszni, odziani w czarne płaszcze zwiastowali śmierć i zniszczenie, powodując, strach i panikę w oczach shinobi. Jak wiadomo przecież, Ci też należeli do poszczególnych wiosek, kiedyś. Jak mogą przeciwstawiać się własnym rodakom? Widocznie nie znają litości. Naruto przygryzł wargę, aż poczuł metaliczny smak krwi w ustach. Nie powinien tak myśleć. Zatrzymał się tuż przed namiotem i lekko odgarnął zasłonę płótna, ukazując tym samym wnętrze namiotu. Jego uwagę przykuła postać, leżąca bezwładnie na cienkiej pościeli, okryta szczelnie satynową kołdrą. Jej  blada twarz i zamknięte oczy, uświadomiło mu, iż Babcia nadal pozostaje w śpiączce. Jego niespodziewane przybycie zwróciło uwagę dwóch kunoichi, które siedziały obok Tsunade, pilnując Kage bez ustanku. Różowowłosa odwróciła mimowolnie głowę, a w oczach czaiło się zmęczenie. Zielone tęczówki gwałtownie się powiększyły i z zaskoczeniem wpatrywały się w Uzumakiego. Niebieskooki uśmiechnął się leniwie i wszedł do środka.

- Naruto? - usłyszał swe imię, które wypłynęło z ust Haruno.

Druga kobieta siedząca po prawej stronie bursztynookiej, gwałtownie odwróciła się w stronę ninja.

- Dawno Cię nie widziałam. - odparła naturalnie, wybudzona z transu.

- Tak. - przytaknął i usiadł obok Sakury.

Przez chwilę wpatrywał się w blondynkę, mając nadzieję, że zaraz wstanie i jakby nic będzie sprawować władzę swą twardą ręką. Jednak nic się takiego nie wydarzyło, sprawiając, że Uzumakiemu zbladł uśmiech.

 -Coś się stało? - spytała przytomnie brunetka.

- Tak. - Nie odwrócił wzroku od łóżka. - Dostaliśmy wiadomość od Kazekage. - Na te słowa obie medic-ninja, spojrzały na niego zaskoczone, a może przerażone. Nic nie powiedziały, czekały na jego dalsze wyjaśnienie. - Nie udało się. - wychrypiał i spuścił głowę, zakrywając twarz rękoma.

 Shizune z zmartwieniem jak i nadzieją spojrzała na Tsunade.

- Ale...

- Wybiorą nowego Kage.

Głos należał do zielonookiej, która z nie ukrytym smutkiem patrzyła na śpiącą mentorkę. Naruto wyprostowały się i pokiwała z wolna głową.

- Tak.

Tyle mógł tylko powiedzieć. Jedno słowo, które przychodziło mu do głowy i które przesądziło szale wszystkiemu co znał. Przymknął oczy. "Gdyby tylko mógł, gdyby...."


- Nie obwiniaj się. - odparła Sakura.

Naruto otworzył gwałtownie oczy i spojrzał z niedowierzaniem na różowowłosą. Nawet Shizune utkwiła w jej postaci spojrzenie, swych onyksowych oczu.

- Nie twoja wina..

- Ale... - zaczął jakoś, sam nie wiedząc co powiedzieć. Nagle gwałtownie wstał. - Nie rozumiesz! - krzyknął. Nie chciał tego, ale nie mógł siedzieć i patrzeć, jak wszyscy tracą nadzieję. - Akatsuki jak i inne Kraje wypowiedziały nam wojnę. Babcia Tsunade jest w śpiączce a w tej chwili wybierając innego Kage, bo inny zwiał! - warknął. Puls mu gwałtownie przyśpieszył, a oddech stał się nierówny.

- Rozumiem. - Sakura spojrzała na niego, a z oczy płynęły jej łzy. - Nie zapominaj, że Tsunade jest moją mentorką. To ona mnie wszystkiego nauczyła. I jak myślisz? Jak czują się inny shinobi  wiedząc o tym?

"Miała rację" pomyślał, lecz nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Zacisnął mocno ręce w pięści a paznokcie boleśnie wbiły się w skórę.

- Ale ty nie rozumiesz..! - rzucił i wybiegł z namiotu, pozostawiając dwie kobiety same.

Shizune z współczuciem spojrzała na wyjście do namiotu, przez które  wybiegł Naruto, po czym jej spojrzenie powędrowało w stronę Haruno. Już nie płakała. Ocierała łzy, które spłynęły prosto na ziemię. Dziewczyna nagle wstała i lekko się uśmiechnęła.

- Przyniosę nam coś do zjedzenie i picia. - odparła i zniknęła  z namiotu.

Brunetka pokiwała głową, po czym spojrzała na Goidame, która spała smacznie,  nie wiedząc, co może się wydarzyć.

- Wróć do nas....szybko...


***


Mdłe światło świecy padało na niewielki, a jej cień powędrował ku postaci siedzącej na solidnym krześle. Mężczyzna pochylał się nad stosem papierów, a w jego oczach tliły się niebezpieczne ogniki. Ukryty za maską, pozostawał tajemnicą, której jeszcze nikt nie odkrył. Sam  wierzył w to, że pozostanie takim do końca, nieuchwytnym jak cień. Na jego ustach igrał szatański uśmiech, a oczy zaiskrzyły się szkarłatem. Z gardła wydobył się cichy pomruk, który zmienił się w histeryczny chichot, sprawiając, że na karku jeżyły się włoski. Zamilkł.

- Nie sądziłem, że pójdzie mi tak łatwo. - odparł z zadowoleniem, całkiem zapominając, że nie znajduje się sam w pomieszczeniu. Po drugiej stronię stołu, siedział rudowłosy i bacznie obserwował zachowanie Tobiego. - Nie uważasz? - zadrwił. Pein spojrzała spod przymkniętych powiek na karookiego, całkowicie ignorując jego zachowanie.

- Co zamierzasz zrobić? - spytał. - To jest lepsze pytanie.

Czarnowłosy umilkł, a uśmiech zszedł mu z twarzy. Zamrużył niebezpiecznie oczy, lecz po chwili odprężył się i wygodniej rozprostował się na krześle.

- Powiedzmy, że nic. - rzucił beztrosko, machając lekko ręką. - Poczekamy, aż oni wykonają pierwszy ruch.

- Nie powinniśmy my tego zrobić? - spytał z naciskiem.

Tobi splótł ręce przed sobą i spojrzał na sygnet na swoich palcu.

- Nie. Uważam, że nasza interwencja mogłaby wszystko popsuć, to co zaplanowaliśmy. Po za tym dobrze im idzie, nawet nie musimy się wysilać, aby zapanował chaos. Już niedługo shinobi każdej wioski, będą walczyć ze sobą zajadle, całkowicie pochłonięci walką. A wtedy my wkroczymy. - Na chwilę uciął. - I zabijemy każdego, kto przeżył. - wyjaśnił. Szarooki kiwnął głową, przytakująco. - A teraz możesz sprawdzić czy wszystko gotowe? - dodał jeszcze karooki.

Pein wstał  z krzesła, które wydało z siebie charakterystyczny odgłos. Skierował się do drzwi, które widniały tuż za plecami Tobiego. Odgłos jego kroków rozniósł się po pomieszczeniu. Nacisnął z wolna na klamkę, po czym zniknął z pomieszczenia.

- Hm.........Niedługo zabawa się zacznie.



Od autorki: Na początku przepraszam.
Rozdziału długo nie było, ale niestety najpierw szkoła a potem rozleniwiłam się. Mam nadzieję, że zdążę jeszcze napisać rozdziały na wszystkie blogi.
Błędy pewnie są jak zawsze z resztą. Ale nie mam sił ich poprawiać.
Założyłam nowego bloga love-kai -hiwatari.blogspot.com. Od razu mówię, że to nie jest opowiadanie Naruto. Opko jest na podstawie anime Beyblade, więc chętnych serdecznie zapraszam. To wszystko. Pozdrawiam.

2. Wiadomość

Siedział niewzruszony i pustym wzrokiem, wpatrywał się w swoje dzieło. Jego pierś falowała, pod cienkim materiałem białej, zniszczonej bluzki, która ledwo wisiała na jego wychudłych ramionach. Przymknął na  chwilę oczy, rozkoszując się wygranym pojedynkiem. Ale większą satysfakcję, czerpał z tego, iż zabił człowieka, który wydał wyrok na jego brata i klan Uchiha. Chcąc wyzbyć się ich z powierzchni ziemi, co mu się wcale nie udało. W końcu nadeszła ta chwila. Kątem oka zauważył jak Madara z obrzydzeniem odrzuca martwe ciało blondyna na bok i podchodzi do miejsca, gdzie przed kilkoma minutami stał Danzou. Z trwogą chciał za wszelką cenę udaremnić Madarze przejęcie oczu z Sharinganem a także pozbyć się jednego z nich. Nie udało mu się, więc użył techniki zmarłego członka klanu, aby do końca zostać posiadaczem Kekkei Genkai.
Mężczyzna w masce, rozglądał się po pobojowisku. Z jego ust padły siarczyste przekleństwa.

- Skurwie! - warknął, po czym odwrócił się w stronę siedzącego Sasuke, który z obojętnością przysłuchiwał się jego wywodom. - Idziemy, nie mamy już tu czego szukać. - odparł władczo.

Brunet zamrużył oczy i powoli wstał z kamienia. Jego oczy powędrowały ku ciało kunoichi. Karin leżała na wznak, szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w błękitne niebo, po którym sunęły pierzaste chmury. Pęknięte szkła  wypadły z ramek i rozsypały się w drobny mak. Z rany na sercu sączyła się  krew, która przesiąkła ubranie czerwonowłosej. Jej ostatnie chwilę były przesączone bólem i cierpieniem. Jedyna osoba, której ufała pozbawiła ją bez skrupułów życia. Tak nagle, niegodnie, potraktowana jak zwykły, nic nie warty śmieć. A tylko przez to, że tą osobę darzyła pięknym uczuciem: miłości. To ostatecznie ona, zabiła ją. Zbyt głupia i naiwna, aby dojrzeć prawdę.


Śmierć jest początkiem i końcem życia.
To ona nam daje nadzieję i ją odbiera.
Powinniśmy wsłuchać się w jej rytm.
I nie pozwolić więcej uciekać chwili.


Tobi zauważył ten nieznaczny gest swego pobratymca.

- Musiałeś ją zabić, tylko przeszkadzała. - odparł bez krzty emocji.

Brunet odwrócił wzrok i spojrzał mimowolnie na mężczyznę.

-Wiem. I tak już do niczego była mi potrzebna. - rzekł i z wolna, zaczął kroczyć przez most, na drugą stronę brzegu.

Czarnowłosy westchnął i spojrzał na zniszczony most, który został przepołowiony na dwie połówki. To nie było problemem, lecz ciała muszą zostać ukryte.

-Zetsu! - zawołał.

Obok niego z ziemi wyrósł mężczyzna w niczym nie przypominający człowieka. Jego twarz mieniła się w dwóch kolorach bieli i czerni, ty samym wyrażając inne charaktery i poglądy owego osobnika. Jego dłonie 'wyrwały' się z podłoża i uchwycił się silnie swych bioder. Jego tułów ginął w zielonej otoczce, z które wyrosły dwa duże szczypce jak u rosiczki. Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów.

- Tak, Madara? - spytał.

- Chcę żebyś zajął się tymi dwoma. - wskazał na ciała poległych ninja z Konohy.

Zetsu spojrzał z nieukrytym zdziwieniem i dezaprobatą.

- Już koniec? - spytała, rozglądając się po otoczeniu.

-Tak.

- A  gdzie Danzo? - kolejne pytanie z ust potwora.

- Wywinął się. - odparł z  groźbą Tobi, przypominając sobie Konohańczyka, który umarł z uśmiechem tryumfu na ustach.

- Hm....rozumiem.

- Zajmij się tym i wracaj. - zarządził i poszedł w ślady Sasuke, chcąc go dogonić.

Zetsu spojrzał na zmarłych mężczyzn i uśmiechnął się szeroko, oblizał wargi językiem.

- Będą smaczni.

***

Już w oddali dostrzegli zarys bramy Suny. Potężny skalny mur,  okalał całą Wioskę, chroniąc ją od burz piaskowych a także przeciwników, którzy chcieli wtargnąć do Kraju Wiatru. Z ust czerwonowłosego wydobyło się westchnienie, co nie uszło uwadze rodzeństwa, którzy bacznie go obserwowali. Jego spokój i opanowanie był coś dla nich nadzwyczajnym. Po tak burzliwej rozmowie jaką im zagwarantowali Raikage i Tushikage, w środku trzęśli się ze złości, kląć w myślach ich bezinteresowność i głupotę. Gaara zaś z należytym spokojem, szedł, przemierzając pomarańczowe piaski pustyni, nie wykazując żadnej chęci 'ukazania' swych prawdziwych uczuć. Nawet nie próbował krzyczeć, ażeby wyładować swój gniew i bezsilność. Temari niemal zazdrościła mu opanowania, bo sama pewnie by przeklinała dwóch starców pod niebiosa a nawet była gotowa ich zatłuc, choćby własnymi rękoma. Od tamtego czasu się zmienił. Gdyby nie Uzumaki Naruto, pewnie nadal byłby potworem w  ludzkiej skórze, który nie potrafił zapanować nad własnymi emocjami. Kto był pomyślał, że ten znienawidzony przez mieszkańców Wioski dzieciak, zostanie Kage? Ona sama nie przypuszczała, że jedno spotkanie może odmienić czyjś los. Uśmiechnęła się nieznacznie. Kankuro, który kroczył obok niej, krzywo na nią spojrzał.

- Niby, co w tym zabawnego? - spytał.

- Nieważne.

Po kilkunastu minutach doszli do przełęczy, gdzie czekał na nich ich dawny sensei. Z niecierpliwością, wypatrywał ich przybycia.

- I jak poszło? - spytał, kiedy niebieskooki znalazł się tuż obok niego.

 Gaara nie zatrzymała się, ani też nie odpowiedział na zadane mu pytanie. Przeszedł obok Baki'ego, nie spojrzawszy na niego i udał się w głąb kanionu. Mężczyzna zdezorientowany, patrzył na oddalającą się sylwetkę Kage.

- Co jest ?!

Brązowowłosy położył mu rękę na ramieniu.

- Wyjaśnimy to. - rzekł i wraz z siostrą, podążyli za bratem.

Czarnooki stał przez chwilę w milczeniu, po czym ruszył za swoimi dawnymi uczniami.


***


Oboje siedzieli w pokoju, wpatrzeni w widoki za oknem. Kobieta z westchnieniem odłożyła na niewielki, drewniany stoliczek, kubek z parującą herbatą. Towarzysz spojrzał na nią przelotnie i również odstawił swoje naczynie.

- Powinien już być. - rzekła, za nim Homura, zdążył ją zapytać.

Kiwnął w milczeniu głową.

- Może spotkanie się przedłużyło? - odparł jakby od niechcenia. Wziął w obie dłonie kubek i upił solidnego łyka. - Jeden plus dla nas, że nie my musimy męczyć się ze zgrają Kage. - odstawił na powrót nauczyciel.

- Tak. - przytaknęła Koharu.

Ich rozmowę przerwał ninja, który wtargnął do pomieszczenia, bez pukania. Na jego twarzy widniała maska kruka. Odziany w brązowy płaszcz dobrze maskował  jego posturę. Ukłonił się lekko.

- Czy Państwo macie jakieś wiadomości od Danzou? - spytał uprzejmie.

Utatata i Mitokada spojrzeli na siebie przelotnie, po czym  zwrócili wzrok w stronę członka Anbu.

- Nie. - odparł głucho mężczyzna.

- To przepraszam za najście. - odezwał się i zniknął w szarych kłębach dymu.


- Co takiego się stało? - spytał siwiejący mężczyzna, wpatrując się w swoje odbicie w naczyniu. Kobieta opanowała się.

- Nie możemy spanikować. - rzekła twardo, popijając herbatę. - Musimy zachować pozory za nim Danzou wróci. - Homura spojrzał na nią zaskoczony, a po chwili na jego twarzy znów powróciła pewność siebie i rozsądek.

- Masz rację.

***

Baki dogonił swego władce, u podnóża swej siedziby . Gaara stał i rozmawiał z posłańcem, który skrobał coś na kartce, co jakiś czas potakując głową. Sabaku wydał polecenie, a blondyn ukłonił się i zniknął w kłębie dymu. Mężczyzna zmarszczył brwi i podszedł do czerwonowłosego, który zauważył jego obecność.

- Czy powiesz mi w końcu co się stało? - warknął podirytowany tym, że chyba tylko on nie wie co się święci.

Gaara zlustrował go przenikliwy spojrzeniem.

- Szykuję się wojna. - odparł. - Wioski będą walczyć przeciwko sobie. - wyjaśnił krótko.

 Wolnym krokiem skierował się do wnętrza budynku, gdzie zapewne czekali na niego członkowie Rady z Lordem Feudalnym na czele. Baki patrzył z trwogą  na pusty plac.

- Niemożliwe...


***


Blondyn wszedł do pomieszczenia, gdzie trzymali ptaki. Położył kartkę na stole i podszedł do klatek, oglądając wysłańca. Zauważył małego ptaka o brązowym upierzeniu, który nadawał się do tej roli. Otworzył klatkę i przywołał ptaka, który zręcznie usiadł mu na ręce. Żółtooki podszedł do stolika i położył na nim ptaka. Zwinął w rulonik karteczkę i przymocował do drobnej nóżki posłańca. Po czym wyjął z kieszeni zwój i rozłożył go na stole. Ptak posłusznie stanął na zamalowanym kręgu. Ninja wykonał pieczęci, a po chwili ptak zniknął w kłębie szarego dymu. Blondyn patrzył w miejsce, gdzie przed chwilką stał ptak.

- Żeby tylko dotarło...


***


Delikatny uśmiech zagościł na ustach pewnego młodzieńca, który powolnym krokiem przemierzał Wioskę. Jego ubranie koloru krzykliwego pomarańczu pomieszanego z szarością, sprawiały, iż był rozpoznawalny wszędzie, gdzie się pojawił. Niedbale wsadził ręce do kieszeni i obejrzał się za siebie, gdyż coś wzbudziło jego uwagę jak i czujność. Za rogiem ujrzał parę wystających niebieskawych butów, i do tego zielony szalik, który dyndał na szyi właściciela. Ów osobnik nie zdawał sobie sprawy, że jego ubiór zdradził jego kryjówkę.

- Też coś. - warknął pod nosem

Naruto i bez ceregieli poszedł dalej, nie przejmując się intruzami. Usłyszał szmer za swoimi plecami i odgłos zbliżających się kroków. Westchnął. 'Jeśli chcą mnie śledzić, to chociaż ażeby robili to dobrze' pomyślał blondyn zażenowany. Szedł, robiąc małe kroczki i nagle puścił się pędem przed siebie, chcąc zgubić dzieciaki.

- Za nim! - usłyszał cichy aczkolwiek stanowczy głos Konohamaru, który wyraźnie nie przewidział tego, iż Uzumaki zacznie przed nim uciekać.

Uśmiechnął się pod nosem i wskoczył na dach budynku i przeskoczył na drugą stronę. Pobiegł prosto i skręcił w prawo a potem jeszcze w lewo. Zatrzymał się raptownie i odwrócił za siebie, rozglądając się uważnie po otoczeniu. Nie zauważył brązowowłosego i jego ekipy.

- Zgubiłem ich.

Odwrócił się i zaraz gwałtownie się cofnął do tyłu, widząc niezadowolonego czarnookiego i jego przyjaciół, którzy patrzyli krytycznie na Naruto. Niebieskooki uśmiechnął się szeroko i cofnął o jeden krok.

- Jak leci? - spytał, śmiejąc się głupkowato.

Konohamaru zmroził go wzrokiem i pokazał na niego palcem.

- Uciekłeś przed nami! - odparł z wyrzutem.

 Uzumaki przestał się śmieć i zmierzył chłopca od stóp do głów.

- A nawet jeśli? Nie potrafisz nawet się ukryć. - zauważył. Sarutobi zaczerpnął gwałtownie powietrza i wykrzyczał, wymachując pięściami.

- Zapłacisz za tę zniewagę..

- Hę?

- Przygotuj się! - odezwał się brązowowłosy, wykonując rękoma znak. Blondyn machnął beztrosko ręką.

- Nie mam czasu.

- Ty!

- Nie biję się z dziećmi.

- Ej! I kto tu jest dzieckiem!? - warknął zirytowany czarnooki, wymachując wściekle pięściami, grożąc Uzumakiemu.

- Konohamaru. - upomniała go Moegi.

- Uspokój się.

Przyjaciel położył mu rękę na ramieniu, próbując go uspokoić.

- Czy nie słyszeliście? Obraził mnie! - warknął na nich. -A ty? - Spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą stał shinobi, lecz go nie było.

- Zwiał! - oburzył się wnuczek trzeciego Hokage. - Uciekł! - Kilka par oczy zwróciło się w ich stronę.

- Wymknął się nam. - poprawił go kolega z drużyny.

- Niech go tylko dorwę! - wykrzyczał.


***


- Na szczęście im uciekłem. - rzekł zdyszany blondyn, wstając z klęczek.

 Rozejrzał się uważnie po otoczeniu, lecz nie dostrzegł trzech mikrusów.

- Może w końcu zjem coś w spokoju.

Z takimi myślami skierował się do ulubionej butki z ramenem, który tak uwielbiał. Nagle poczuł czyjś wzrok na sobie. Zatrzymał się, lustrując okolicę. Zrobił krok do przodu i nieoczekiwanie coś przeleciało mu przed twarzą. Cofnął się. Zauważył ptaka siedzącego na swym ramieniu. Zdezorientowany spojrzał na stworzenie.

- Napędziłeś mi strachu. - odparł śmiejąc się. Ptak przechylił główkę i podniósł  lekko nóżkę. Blondyn zauważył kawałek papieru przyczepiony do jego kończyny. - Jesteś posłańcem. - zauważył i zabrał kartkę, po chwili ptak zniknął.

- Co jest?! - krzyknął zdezorientowany Uzumaki i spojrzał na rulonik.

Niepewnie rozwinął go i odczytał. Jego twarz nagle pociemniała a oczy rozszerzyły się ze zdumienia i grozy. Zacisnął pięści, gniotąc przy okazji kartkę.

- Muszę znaleźć mistrza Kakashi'ego.

***

Biegł, szybko przebierając nogami. Zrozpaczony rozglądał się dookoła szukając swego sensei. Zatrzymał się raptownie na rozwidleniu dróg, nie wiedząc, w którą stronę się udać. Bez namysłu skręcił w prawo, mają nadzieję, że znajdzie Hakate i to szybko. Powinien pewnie zgłosić się do Starszyzny, lecz nie wiedział, gdzie się podziewają, po za tym ich nie lubi i nie ma ochoty znaleźć się z nimi w jednym pomieszczeniu. Mięśnie pracowały pod materiałem  długiej bluzki. Nagle zauważył w oddali szarowłosego, pogrążonego w rozmowie z Shikamaru, obok nich stał Chouji wraz z senseiem brewki. Nabrał powietrza do ust i głośno krzyknął:

- Mistrzu Kakashi! - Mężczyzna znieruchomiał i spojrzała na nadbiegającego blondyna.

- Co jest? - spytał znudzony Shikamaru.

Uzumaki nie miał czasu na rozmowy i pokazał karteczkę zdezorientowanemu Hatake.

- Naruto chwila. - zaczął czarnooki, lecz ten go uciszył.

- To ważne.

Szarowłosy odebrał karteczkę i uważnie ją przeczytał. Na jego twarzy ukazało się zdziwienie.

- Skąd to masz? - spytała, i z trwogą spoglądał na papier.

- Dostałem to do ptaka. - wyjaśnił rzeczowo.

- Co?

- Co to jest? - spytał Nara i odebrał kartkę od mężczyzny i przeczytał napisany na niej tekst.

- Ale...?

- Dostałem to przed chwilą, od posłańca. - dodał jeszcze Naruto.

Kakashi spojrzał bacznie na niego, po czym zwrócił się do Nary.

- Trzeba zwołać naradę i to szybko! I powiadomić Starszyznę. - odparł. 

- O co chodzi? - spytał zdezorientowany brązowowłosy.

- Nie rozumiesz ? Nadchodzi wojna. - wyjaśnił skwapliwie Nara. Chouji spojrzał na niego zdziwiony.

- A czy to nie Danzou powinien nam przekazać?

- Tu jest pieczęć Kazekage. - zauważył Shikamaru, oglądając kartkę.

- Coś musiało się stać... - czarnooki patrzył w dal, na twarze Kage wyryte  na skalnej ścianie. - Nara
powiadom ojca a ja udam się do Starszyzny.

- Ok.


***


- Dzisiaj Anbu jest dziwnie poruszone. - zauważył mężczyzna, spoglądając to na pojawiających się to na znikających zamaskowanych ninja, którzy z kółko kręcili się wokół Wioski. Koharu poszła w jego ślady.

- To dziwne. - odparła.

- Zapewne..

- Czcigodna Utatana i Czcigodny Mitokadu. - usłyszeli głos Hatake, który zmierzał w ich stronę.

Oboje spojrzeli zdziwieni na gościa.

- Czy coś stało się Kaakshi? - spytał Homura.

-Tak. Przed chwilą dostaliśmy list z Suny. - poinformował.

 Kobieta ze zdziwienia otworzyła usta. - Kazekage napisał, iż nie udało się zawrzeć sojuszu.

- Czyli, że nie będzie pokoju? - spytał zszokowany mężczyzna, pocierając skroń dłonią.

- Tak. W dodatku każda Wioska wypowiedziała wojnę.

- Co?! - Koharu wstała szybko z krzesła i patrzyła szeroko otwartymi oczyma na szarowłosego. - Ale...Danzou..

-Nic o nim nie wiemy... - zauważył czarnooki. Homura siedział i bezradnie wpatrywał się w swoje dłonie.

- Powinien wrócić i..

- Nie ma na to casu. Kazałem zwołać zebranie i chcę abyście się na nie udali. -  Kobieta twardo spojrzała na Hatake.

- Nie. Nie ma Hokage....

- Za nim nasz Hokage raczy przyjść, to może być za późno. To wojna! - warknął podirytowany karooki.

- Koharu. - rzekł mężczyzna, widząc, że jego koleżanka chcę się kłócić z synem Białego Kła. - Musimy iść, jako Starszyzna Wioski musimy wziąć udział w zebraniu, kiedy Danzou wróci to nam wszystko wyjaśni. - oznajmił.

Utatana zacisnęła mocno usta , lecz nic nie powiedziała.

Rozdział 1

Nadzieja zawsze umiera ostatnia.


-Ciekawe jak przebiegnie szczyt pięciu kage? - zagadnęła starsza kobieta.

Siedziała ona na niewielkiej, drewnianej ławce, umieszczonej w ogrodznie, gdzie miała wspaniały widok na rosnące niedaleko kwiaty i drzewa wiśni. Lecz w tej chwili owy widok jej wcale nie zachwycił, tylko pogłebił jej zmarszczki na czole.

-Takie wydarzenie nie zdarza się dość często. - zauważył mężczyzna, siedzący obok kobiety.

-Zapewne Mitokado, ale mam nadzieję, że w końcu nasze narody w końcu zapomną o dawnych sporach i zaczną współpracować.

Homura  nie odpowiedział od razu. Jego spojrzenie powędrowało od małego oczka wodnego po blade chmury sunące po niebie. Koharu również zwróciła wzrok w stronę nieba.

-Młody Kazekage, Porywczy Raikage, Fałszywy Mizukage, Uparty Tushikage i...Władczy Hokage. Nie wiadomo co może z tego wyniknąć.

-Masz rację. Ale najlepiej dla Nas, aby doszli do porozumienia.

***

-Nie zgadzam się!

Umięśniony mężczyzna wstał gwałtownie, powodując, iż jego krzesłu upadło z hukiem na podłogę. Zebrani umilkli na chwilę, wszyscy wpatrzeni w czarnoskórego. Raigake zacisnął mocno rękę w pięść i walnął  w stół, który ugiął się pod naciskiem siły jego uderzenia. Siedzący nieopodal starszy karzełek, uśmiechnął się złośliwie.

-Odezwał się ten, co w gorącej wodzie kompany. - zakpił, skupiając wzrok białowłosego na sobie.

Mężczyzna wyprostował się i spojrzał wyzywająco na Tushikage.

-Milcz starcze! - warknął.

-Nie nauczono Cię, że do starszych odzywasz się z  s z a c u n k i e m?

-Dziadku.

Upomniała go wnuczka, podchodząc do niego i dyskretnie szepcząc mu do ucha. Czarnooki spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się niewinne.

-Możemy wrócić do ważniejszych spraw? - odparł Mifune, spoglądając na dwóch Kage.

Czarnowłosa pośpiesznie cofnęła się od starca i spoczęła na ławie.

-Tak, oczywiście. - odezwał się Tushikage.

-Raikage? - spytał.

Mężczyzna przez chwilę stał i  zawiziętością spoglądał na Kage Wioski Skał, lecz po chwili podniósł krzesło i usiadł na nim. Samuraj przelotnie rozejrzał się po sali, sprawdzając, aby już nikt nie przeszkodził im w naradach.

-Tak więc wracamy do sprawy...sojuszu.... - rzekł z wolna samuraj.

Kątem oka patrząc na siwowłosego, który widocznie chciał znów wtrącić swoje trzy grosze.

-Nie spotkaliśmy się tu, aby się kłócić, prawda? - To pytanie było skierowane do wszystkich zebranych-Musimy skutecznie wyperswadować plan natarcia na wroga...

Nie dane było mu skończyć, gdyż przerwał mu staruszek.

-A skąd ta pewność, że zgodzimy się na sojusz?

-Właśnie. - Poparł go czarnowskóry, groźnie łypiąc na Kage.

-Byłoby dobrze dla naszych narodów...

-Ale n i e jest.

-Uważam Thushikage, że powinniśmy posłuchać  Szanownego Mifune. On ma rację, potrzeba nam wspólnoty a nie dodatkowych konfliktów. Akatsuki jest potężnym przeciwnikiem. - wtrąciła się Mizukage, która miała już dość zgryźliwych uwag starca.

-Cóż.

-Zgadzam się z Mizukage. - Poparł ją Gaara. - Powinniśmy chcieć pokoju, a nie wszczynać nowe wojny.

-Ech... Wy młodzi myślicie, że wszystko jest takie proste. - odparł ze znużeniem Władca Wioski Skał.

Po czym zwrócił się do Hokage, który w zamyśleniu, spoglądał na blat drewnianego stołu.

-A jak ty uważasz Danzou? My takie stare pierniki, już dużo widzieliśmy okrucieństwa na tym świecie. Wiem, co jest dobra dla Nas i dla naszych Wiosek, a także jesteśmy ostrożli w dobieraniu.....sojuszników.

Mężczyzna w bandażach nie drgnął, ani też nie odezwał się na tą kąśliwą uwagę. Czarnooki  zwrócił swe przenikliwe spojrzenie na Kazekage, którego bynajmniej nie obeszyły uwagi Tushikage.

-Młodzi powinni słuchać starszych...

-Tak więc, jako człowiek starej daty, jestem przesądny. - odparł  z wyższością, piorunując spojrzeniem Sabaku, który nie ugiął się pod jego wzrokiem.

-Bynajmniej powinniśmy powrócić do głównego tematu. - wtrącił się Hokage. - Jak Kage Wioki Liścia jestem za sojuszem, który byłby korzystny jak i dla Nas i i innych Wiosek. - wyjaśnił rzeczowo Danzou.

-Hm...myślisz o  łupach wojennych?

-Tushikage, jeszcze wojna się nie zaczęła, a ty już dzielisz łupy? - odezwał się tym razem Raikage, znudzony wywodem Kage Skał. - Choć nie wątpię, że Nam też coś się należy. - dodał.

-Już zdążyliście skalkulować co zagrabicie?! - warknęła brązowowłosa, rozdrażniona dyskusją Kage. - Może pomyślicie o pokoju i jak zlikwidować Akatsuki, bo oni są głównym problemem?!

-Hm...a to nie przypadkiem w  waszej Wiosce narodziała się owa organizacja? - spytał spokojnie starzec.

Mizukage zamilkła, niepewna co odpowiedzieć.

-Nic o tym nie słyszałam. - odparła cicho.

-Naprawdę? - rzekł Raikage, uważnie przyglądając się Mizukage. - Więc to wszystko przez Waszą Wioskę borykamy się z takim problemem..?!

-Ja zaświadczam.. - odezwała się kobieta, choć nie była pewna co chciała powiedzieć. Oczywiście jej przerwano.

-Nie wiadomo, czy można komuś takiemu ufać? - odezwał się Tushikage.

Hokage przysłuchiwał się z uwagą na toczącą się rozmowę. Na razie nic nie idzie według jego planu.

-Czy nadal z nimi nie współpracujecie? - To pytanie wydobyło się z ust czarnoskórego.

Czarnooki uśmiechnął się pod wąsem.

-Ciebie też to dotyczy Tushikage. - zwrócił się do niego.  Satrszuszek łypnął na niego spod zamróżnych powiek. - Na mnie nie robią wrażenia twe miny. - zauważył.

-Nie pracowaliśmy z Akatsuki. - rzekł  z przekąsem.

-Możemy wrócić jednak do dyskusji? - spytał niecierpliwie Gaara.

Zachował opanowany wyraz twarzy, choć powoli miał dość tej dyskusji, która prowadziła do nikąd.

-Zgadzam się z Kazekage. - poparł go karooki.

-Nie mam zamiaru zaczynać dyskusji, z kimś komu nie można ufać. - warknął Raikage i podniósł się ociężale z krzesła.

Pokazał palcem na Danzou. Mężczyzna nie drgnął.

-Akatsuki składa się z ninja, pochodzących z Waszych Wiosek. U was jest to niejaki Uchiha Itachi. - Przesunął palcem na Sabaku. -U was Akasuna no Sasori. - Wskazał następnie na Mizukage. - U was Hoshigaki Kisame. - Na końcu wskazał na starca. - U was Deidara. Zaś Nasza Wioska może się poszczycić oddanymi i posłusznymi ninja. Jako jedyni pozostajemy bez winy, ale oczywiście Akatsyki obrało  nas za cel, gdyż posiadamy ogoniaste bestie, teraz jedną a jest nią mój brat! Jeśli go zabiją, będę obwiniał Was za to! - zakończył swą przemowę.

-W Konoha również jest jinchuuriki. - zauważył Gaara.
-Nic mnie to nie obchodzi!

Mifune spojrzał po zebranych. Na twarzach Kage ze Skał i Chmur dostrzegł determinację, zaś reszta milczała posępnie. Przymknął powieki, po czym  wstał.

-Jeśli nie doszliśmy do porozumienia, tak więc zakończmy te obrady. Jeśli nie potraficie się dogadać i zawiesić broń, my samurajowie nie chcemy na Naszych Ziemiach Waszych Ninja. Jeśli któryś się zbytnio zapuści, zabijemy go. - odparł ostro. - A teraz proszę opuścić to miejsce. - dodał , po jego obu stronach pojawili się jego strażnicy.

Wszyscy Kage wstali i zwołali swoich kompanów, oznajmiając, iż wracają z powrotem do Wioski.

-Temari, Kankuro! - zawołał czerwonowłosy, zabierając ze stołu swój kapelusz.  Oboje jego rodzeństwa pojawiło się tuż przy nim. - Idziemy. - poinformował.

Wszyscy zaczęli kierować się do wyjścia, nie oglądając się na siebie.

-Czwarta Wielka Wojna Shinobi rozpoczęta! - usłyszeli donośny głos samuraja, tym samym swój wyrok.

Wyszli za zewnątrz. Pogoda w Kraju Żelaza nie zmieniła się wcale od ich przybycia. Śnieg okrył zmiemę swą białą płachtą, nie pozostawiając ani jednego skrawka zieleni. Chłody wiaterek muskał twarz Kage, który  ze spokoje wpatrywał się w choryzontu. Kątem oka zauważył, iż mieszkańcy patrzyli na nich nie przychylnie. Nie tracąc czasu ruszył w wyznaczonym kierunku, chcąc jak najszybciej znaleźć się po za granicami tego Kraju. Jego rodzeństwo bez słowa poszło za nim, nie przerywając cichy, jaka zapadła między nimi. Choć każdy z nich myślał o tym samym, wiedzieli, że nie ma sensu się sprzeczać i pozostawić to w spokoju.

-Ale dlaczego... - kilka słów wyrwało się z krtani blondynki, która ze spuszczoną głową.

Szła obok młodszego brata. Konkuro, spojrzał na nią przelotnie,  lecz nie odpowwiedział na jej pytanie. Sam nie znał odpowiedzi, choć wszyscy słyszeli zażartą dyskusje przepełnioną goryczą i potokiem wspomnień, dawnych lat. To one przesądziły wszystko. I wygrały, pozostawiając ich w nieszczególnej sytuacji.

-Nie ważne. Musi zmobilizować siły i....nadal pozostajemy w sojuszu z Konoha. - odparł rzeczowo niebieskooki.

-Hm..ja tam nie ufam temu całemu Danzou. - odezwał się najstarszy z rodzeństwa.
-Ja też nie, ale są inni bardziej zaufani ludzie. - odparł Gaara z nikłym uśmiechem.

***

Był niezadowolony. I to bardzo. Chciał, aby sojusz został zawarty. A później za pomocą Sharingana mógł by pokierować Mifune, które mianował by go na głównodowodzącego. Lecz nie udało się.  Zaklnął siarczyście. Oboje jego ochroniarze milczeli, co jakiś czas posyłając sobie przelotne spojrzenia.

-Nie udało się. - Jako pierwszy odezwał się Fu. - I co teraz zrobimy?

Tym pytaniem zwrócił na siebie uwagę przełożonego, nie czuł sytrachu przed nim.

-Cóż...zostaje nam tylko wrócić do Wioski i nadzorować pracę nad przygotowywaniami do wojny, która i tak jest przegrana. - wyjaśnił.

Brnął przez śnieg, podtrzymując się drewnianej laski.-krtoś za nami podązą-szepnął Danzou. Mężczyźni dyskretnie rozejrzeli się po otoczeniu. Znaleźli się na obrzeżach Kraju Żelaza.

-Przepraszam, że ich nie wykryłem. - odparł Torune.


-Nic nie szkodzi. Zatrzymali się  na ścieżce, oczekując, aż wrogowie wyjdą z ukrycia. Tuż przed nimi pojawiła się postać bruneta, odzianego w płaszcz Akatsuki. W jego oczach tanczyły zlośliwe iskierki, a usta wykrzywiły się z diabelski uśmieszek.

-Znalazłem Cię Danzou.

-Uchiha...Sasuke



Od autorki: Pierwszy rozdział za mną. Może najpierw wyjaśnię kilka spraw.
Naruto, Yamato i Kakashi nie wyruszyli do Kraju Żelaza, aby porozmawiać z Raikage. Więc nie dowiedząc się o planach Madary. Sakura, Sai, Kiba i Lee nie wyruszą po Naruto, a potem Sakura nie pójdzie zabić Sasuke. Team 7 się nie spotka. W moim opowiadaniu wszyscy z Akatsuki żyją.

Starszyzna:
Koharu Utatana- 68-letnia kobieta.
Homura Mitokado-68-letni mężczyzna.

Chyba to wszystko, najwyżej czegoś zapomniałam. Pozdrawiam.
PS. Przepraszam za błędy, ale nia mam sił ich poprawiać.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Prolog

Jest taka chwila w życiu, która nas umacnia w przekonaniu, że życie jest brutalne i pozbawione sensu. Z całych sił staramy się oprzeć temu złudzeniu, które powoli zamienia się w rzeczywistość. Nie mamy już prawa wyboru i musimy iść z prądem przeznaczenia, jaki los na szykuje. Nie wiemy co możemy zobaczyć po tej drugiej stronie, ale trzeba być przygotowanym na wszystko. Staramy się, aby każda chwila naszej egzystencji była najcudowniejszą chwilą, jaką przeżyliśmy. Nie możemy po prostu się poddać i dać ponieść emocją, które w nas drzemią. Musimy stawić czoła prawdzie, choć niekiedy jest ona bolesna i sprawia, że pragniemy choć na chwilę przestać myśleć i oddalić się od tego świata. Musimy walczyć do końca, wierząc, że to co robimy stanie się sensem naszego istnienia. Jedyną podporą, która wciąż będzie nas pchała do przodu. Może po niedługim czasie nasze starania przyniosą rezultaty i wtedy na pewno, już nigdy więcej się nie poddamy. Będziemy trwać niezależnie od przeciwności  jakie los nam zsyła.