wtorek, 17 lipca 2012

2. Wiadomość

Siedział niewzruszony i pustym wzrokiem, wpatrywał się w swoje dzieło. Jego pierś falowała, pod cienkim materiałem białej, zniszczonej bluzki, która ledwo wisiała na jego wychudłych ramionach. Przymknął na  chwilę oczy, rozkoszując się wygranym pojedynkiem. Ale większą satysfakcję, czerpał z tego, iż zabił człowieka, który wydał wyrok na jego brata i klan Uchiha. Chcąc wyzbyć się ich z powierzchni ziemi, co mu się wcale nie udało. W końcu nadeszła ta chwila. Kątem oka zauważył jak Madara z obrzydzeniem odrzuca martwe ciało blondyna na bok i podchodzi do miejsca, gdzie przed kilkoma minutami stał Danzou. Z trwogą chciał za wszelką cenę udaremnić Madarze przejęcie oczu z Sharinganem a także pozbyć się jednego z nich. Nie udało mu się, więc użył techniki zmarłego członka klanu, aby do końca zostać posiadaczem Kekkei Genkai.
Mężczyzna w masce, rozglądał się po pobojowisku. Z jego ust padły siarczyste przekleństwa.

- Skurwie! - warknął, po czym odwrócił się w stronę siedzącego Sasuke, który z obojętnością przysłuchiwał się jego wywodom. - Idziemy, nie mamy już tu czego szukać. - odparł władczo.

Brunet zamrużył oczy i powoli wstał z kamienia. Jego oczy powędrowały ku ciało kunoichi. Karin leżała na wznak, szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w błękitne niebo, po którym sunęły pierzaste chmury. Pęknięte szkła  wypadły z ramek i rozsypały się w drobny mak. Z rany na sercu sączyła się  krew, która przesiąkła ubranie czerwonowłosej. Jej ostatnie chwilę były przesączone bólem i cierpieniem. Jedyna osoba, której ufała pozbawiła ją bez skrupułów życia. Tak nagle, niegodnie, potraktowana jak zwykły, nic nie warty śmieć. A tylko przez to, że tą osobę darzyła pięknym uczuciem: miłości. To ostatecznie ona, zabiła ją. Zbyt głupia i naiwna, aby dojrzeć prawdę.


Śmierć jest początkiem i końcem życia.
To ona nam daje nadzieję i ją odbiera.
Powinniśmy wsłuchać się w jej rytm.
I nie pozwolić więcej uciekać chwili.


Tobi zauważył ten nieznaczny gest swego pobratymca.

- Musiałeś ją zabić, tylko przeszkadzała. - odparł bez krzty emocji.

Brunet odwrócił wzrok i spojrzał mimowolnie na mężczyznę.

-Wiem. I tak już do niczego była mi potrzebna. - rzekł i z wolna, zaczął kroczyć przez most, na drugą stronę brzegu.

Czarnowłosy westchnął i spojrzał na zniszczony most, który został przepołowiony na dwie połówki. To nie było problemem, lecz ciała muszą zostać ukryte.

-Zetsu! - zawołał.

Obok niego z ziemi wyrósł mężczyzna w niczym nie przypominający człowieka. Jego twarz mieniła się w dwóch kolorach bieli i czerni, ty samym wyrażając inne charaktery i poglądy owego osobnika. Jego dłonie 'wyrwały' się z podłoża i uchwycił się silnie swych bioder. Jego tułów ginął w zielonej otoczce, z które wyrosły dwa duże szczypce jak u rosiczki. Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów.

- Tak, Madara? - spytał.

- Chcę żebyś zajął się tymi dwoma. - wskazał na ciała poległych ninja z Konohy.

Zetsu spojrzał z nieukrytym zdziwieniem i dezaprobatą.

- Już koniec? - spytała, rozglądając się po otoczeniu.

-Tak.

- A  gdzie Danzo? - kolejne pytanie z ust potwora.

- Wywinął się. - odparł z  groźbą Tobi, przypominając sobie Konohańczyka, który umarł z uśmiechem tryumfu na ustach.

- Hm....rozumiem.

- Zajmij się tym i wracaj. - zarządził i poszedł w ślady Sasuke, chcąc go dogonić.

Zetsu spojrzał na zmarłych mężczyzn i uśmiechnął się szeroko, oblizał wargi językiem.

- Będą smaczni.

***

Już w oddali dostrzegli zarys bramy Suny. Potężny skalny mur,  okalał całą Wioskę, chroniąc ją od burz piaskowych a także przeciwników, którzy chcieli wtargnąć do Kraju Wiatru. Z ust czerwonowłosego wydobyło się westchnienie, co nie uszło uwadze rodzeństwa, którzy bacznie go obserwowali. Jego spokój i opanowanie był coś dla nich nadzwyczajnym. Po tak burzliwej rozmowie jaką im zagwarantowali Raikage i Tushikage, w środku trzęśli się ze złości, kląć w myślach ich bezinteresowność i głupotę. Gaara zaś z należytym spokojem, szedł, przemierzając pomarańczowe piaski pustyni, nie wykazując żadnej chęci 'ukazania' swych prawdziwych uczuć. Nawet nie próbował krzyczeć, ażeby wyładować swój gniew i bezsilność. Temari niemal zazdrościła mu opanowania, bo sama pewnie by przeklinała dwóch starców pod niebiosa a nawet była gotowa ich zatłuc, choćby własnymi rękoma. Od tamtego czasu się zmienił. Gdyby nie Uzumaki Naruto, pewnie nadal byłby potworem w  ludzkiej skórze, który nie potrafił zapanować nad własnymi emocjami. Kto był pomyślał, że ten znienawidzony przez mieszkańców Wioski dzieciak, zostanie Kage? Ona sama nie przypuszczała, że jedno spotkanie może odmienić czyjś los. Uśmiechnęła się nieznacznie. Kankuro, który kroczył obok niej, krzywo na nią spojrzał.

- Niby, co w tym zabawnego? - spytał.

- Nieważne.

Po kilkunastu minutach doszli do przełęczy, gdzie czekał na nich ich dawny sensei. Z niecierpliwością, wypatrywał ich przybycia.

- I jak poszło? - spytał, kiedy niebieskooki znalazł się tuż obok niego.

 Gaara nie zatrzymała się, ani też nie odpowiedział na zadane mu pytanie. Przeszedł obok Baki'ego, nie spojrzawszy na niego i udał się w głąb kanionu. Mężczyzna zdezorientowany, patrzył na oddalającą się sylwetkę Kage.

- Co jest ?!

Brązowowłosy położył mu rękę na ramieniu.

- Wyjaśnimy to. - rzekł i wraz z siostrą, podążyli za bratem.

Czarnooki stał przez chwilę w milczeniu, po czym ruszył za swoimi dawnymi uczniami.


***


Oboje siedzieli w pokoju, wpatrzeni w widoki za oknem. Kobieta z westchnieniem odłożyła na niewielki, drewniany stoliczek, kubek z parującą herbatą. Towarzysz spojrzał na nią przelotnie i również odstawił swoje naczynie.

- Powinien już być. - rzekła, za nim Homura, zdążył ją zapytać.

Kiwnął w milczeniu głową.

- Może spotkanie się przedłużyło? - odparł jakby od niechcenia. Wziął w obie dłonie kubek i upił solidnego łyka. - Jeden plus dla nas, że nie my musimy męczyć się ze zgrają Kage. - odstawił na powrót nauczyciel.

- Tak. - przytaknęła Koharu.

Ich rozmowę przerwał ninja, który wtargnął do pomieszczenia, bez pukania. Na jego twarzy widniała maska kruka. Odziany w brązowy płaszcz dobrze maskował  jego posturę. Ukłonił się lekko.

- Czy Państwo macie jakieś wiadomości od Danzou? - spytał uprzejmie.

Utatata i Mitokada spojrzeli na siebie przelotnie, po czym  zwrócili wzrok w stronę członka Anbu.

- Nie. - odparł głucho mężczyzna.

- To przepraszam za najście. - odezwał się i zniknął w szarych kłębach dymu.


- Co takiego się stało? - spytał siwiejący mężczyzna, wpatrując się w swoje odbicie w naczyniu. Kobieta opanowała się.

- Nie możemy spanikować. - rzekła twardo, popijając herbatę. - Musimy zachować pozory za nim Danzou wróci. - Homura spojrzał na nią zaskoczony, a po chwili na jego twarzy znów powróciła pewność siebie i rozsądek.

- Masz rację.

***

Baki dogonił swego władce, u podnóża swej siedziby . Gaara stał i rozmawiał z posłańcem, który skrobał coś na kartce, co jakiś czas potakując głową. Sabaku wydał polecenie, a blondyn ukłonił się i zniknął w kłębie dymu. Mężczyzna zmarszczył brwi i podszedł do czerwonowłosego, który zauważył jego obecność.

- Czy powiesz mi w końcu co się stało? - warknął podirytowany tym, że chyba tylko on nie wie co się święci.

Gaara zlustrował go przenikliwy spojrzeniem.

- Szykuję się wojna. - odparł. - Wioski będą walczyć przeciwko sobie. - wyjaśnił krótko.

 Wolnym krokiem skierował się do wnętrza budynku, gdzie zapewne czekali na niego członkowie Rady z Lordem Feudalnym na czele. Baki patrzył z trwogą  na pusty plac.

- Niemożliwe...


***


Blondyn wszedł do pomieszczenia, gdzie trzymali ptaki. Położył kartkę na stole i podszedł do klatek, oglądając wysłańca. Zauważył małego ptaka o brązowym upierzeniu, który nadawał się do tej roli. Otworzył klatkę i przywołał ptaka, który zręcznie usiadł mu na ręce. Żółtooki podszedł do stolika i położył na nim ptaka. Zwinął w rulonik karteczkę i przymocował do drobnej nóżki posłańca. Po czym wyjął z kieszeni zwój i rozłożył go na stole. Ptak posłusznie stanął na zamalowanym kręgu. Ninja wykonał pieczęci, a po chwili ptak zniknął w kłębie szarego dymu. Blondyn patrzył w miejsce, gdzie przed chwilką stał ptak.

- Żeby tylko dotarło...


***


Delikatny uśmiech zagościł na ustach pewnego młodzieńca, który powolnym krokiem przemierzał Wioskę. Jego ubranie koloru krzykliwego pomarańczu pomieszanego z szarością, sprawiały, iż był rozpoznawalny wszędzie, gdzie się pojawił. Niedbale wsadził ręce do kieszeni i obejrzał się za siebie, gdyż coś wzbudziło jego uwagę jak i czujność. Za rogiem ujrzał parę wystających niebieskawych butów, i do tego zielony szalik, który dyndał na szyi właściciela. Ów osobnik nie zdawał sobie sprawy, że jego ubiór zdradził jego kryjówkę.

- Też coś. - warknął pod nosem

Naruto i bez ceregieli poszedł dalej, nie przejmując się intruzami. Usłyszał szmer za swoimi plecami i odgłos zbliżających się kroków. Westchnął. 'Jeśli chcą mnie śledzić, to chociaż ażeby robili to dobrze' pomyślał blondyn zażenowany. Szedł, robiąc małe kroczki i nagle puścił się pędem przed siebie, chcąc zgubić dzieciaki.

- Za nim! - usłyszał cichy aczkolwiek stanowczy głos Konohamaru, który wyraźnie nie przewidział tego, iż Uzumaki zacznie przed nim uciekać.

Uśmiechnął się pod nosem i wskoczył na dach budynku i przeskoczył na drugą stronę. Pobiegł prosto i skręcił w prawo a potem jeszcze w lewo. Zatrzymał się raptownie i odwrócił za siebie, rozglądając się uważnie po otoczeniu. Nie zauważył brązowowłosego i jego ekipy.

- Zgubiłem ich.

Odwrócił się i zaraz gwałtownie się cofnął do tyłu, widząc niezadowolonego czarnookiego i jego przyjaciół, którzy patrzyli krytycznie na Naruto. Niebieskooki uśmiechnął się szeroko i cofnął o jeden krok.

- Jak leci? - spytał, śmiejąc się głupkowato.

Konohamaru zmroził go wzrokiem i pokazał na niego palcem.

- Uciekłeś przed nami! - odparł z wyrzutem.

 Uzumaki przestał się śmieć i zmierzył chłopca od stóp do głów.

- A nawet jeśli? Nie potrafisz nawet się ukryć. - zauważył. Sarutobi zaczerpnął gwałtownie powietrza i wykrzyczał, wymachując pięściami.

- Zapłacisz za tę zniewagę..

- Hę?

- Przygotuj się! - odezwał się brązowowłosy, wykonując rękoma znak. Blondyn machnął beztrosko ręką.

- Nie mam czasu.

- Ty!

- Nie biję się z dziećmi.

- Ej! I kto tu jest dzieckiem!? - warknął zirytowany czarnooki, wymachując wściekle pięściami, grożąc Uzumakiemu.

- Konohamaru. - upomniała go Moegi.

- Uspokój się.

Przyjaciel położył mu rękę na ramieniu, próbując go uspokoić.

- Czy nie słyszeliście? Obraził mnie! - warknął na nich. -A ty? - Spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą stał shinobi, lecz go nie było.

- Zwiał! - oburzył się wnuczek trzeciego Hokage. - Uciekł! - Kilka par oczy zwróciło się w ich stronę.

- Wymknął się nam. - poprawił go kolega z drużyny.

- Niech go tylko dorwę! - wykrzyczał.


***


- Na szczęście im uciekłem. - rzekł zdyszany blondyn, wstając z klęczek.

 Rozejrzał się uważnie po otoczeniu, lecz nie dostrzegł trzech mikrusów.

- Może w końcu zjem coś w spokoju.

Z takimi myślami skierował się do ulubionej butki z ramenem, który tak uwielbiał. Nagle poczuł czyjś wzrok na sobie. Zatrzymał się, lustrując okolicę. Zrobił krok do przodu i nieoczekiwanie coś przeleciało mu przed twarzą. Cofnął się. Zauważył ptaka siedzącego na swym ramieniu. Zdezorientowany spojrzał na stworzenie.

- Napędziłeś mi strachu. - odparł śmiejąc się. Ptak przechylił główkę i podniósł  lekko nóżkę. Blondyn zauważył kawałek papieru przyczepiony do jego kończyny. - Jesteś posłańcem. - zauważył i zabrał kartkę, po chwili ptak zniknął.

- Co jest?! - krzyknął zdezorientowany Uzumaki i spojrzał na rulonik.

Niepewnie rozwinął go i odczytał. Jego twarz nagle pociemniała a oczy rozszerzyły się ze zdumienia i grozy. Zacisnął pięści, gniotąc przy okazji kartkę.

- Muszę znaleźć mistrza Kakashi'ego.

***

Biegł, szybko przebierając nogami. Zrozpaczony rozglądał się dookoła szukając swego sensei. Zatrzymał się raptownie na rozwidleniu dróg, nie wiedząc, w którą stronę się udać. Bez namysłu skręcił w prawo, mają nadzieję, że znajdzie Hakate i to szybko. Powinien pewnie zgłosić się do Starszyzny, lecz nie wiedział, gdzie się podziewają, po za tym ich nie lubi i nie ma ochoty znaleźć się z nimi w jednym pomieszczeniu. Mięśnie pracowały pod materiałem  długiej bluzki. Nagle zauważył w oddali szarowłosego, pogrążonego w rozmowie z Shikamaru, obok nich stał Chouji wraz z senseiem brewki. Nabrał powietrza do ust i głośno krzyknął:

- Mistrzu Kakashi! - Mężczyzna znieruchomiał i spojrzała na nadbiegającego blondyna.

- Co jest? - spytał znudzony Shikamaru.

Uzumaki nie miał czasu na rozmowy i pokazał karteczkę zdezorientowanemu Hatake.

- Naruto chwila. - zaczął czarnooki, lecz ten go uciszył.

- To ważne.

Szarowłosy odebrał karteczkę i uważnie ją przeczytał. Na jego twarzy ukazało się zdziwienie.

- Skąd to masz? - spytała, i z trwogą spoglądał na papier.

- Dostałem to do ptaka. - wyjaśnił rzeczowo.

- Co?

- Co to jest? - spytał Nara i odebrał kartkę od mężczyzny i przeczytał napisany na niej tekst.

- Ale...?

- Dostałem to przed chwilą, od posłańca. - dodał jeszcze Naruto.

Kakashi spojrzał bacznie na niego, po czym zwrócił się do Nary.

- Trzeba zwołać naradę i to szybko! I powiadomić Starszyznę. - odparł. 

- O co chodzi? - spytał zdezorientowany brązowowłosy.

- Nie rozumiesz ? Nadchodzi wojna. - wyjaśnił skwapliwie Nara. Chouji spojrzał na niego zdziwiony.

- A czy to nie Danzou powinien nam przekazać?

- Tu jest pieczęć Kazekage. - zauważył Shikamaru, oglądając kartkę.

- Coś musiało się stać... - czarnooki patrzył w dal, na twarze Kage wyryte  na skalnej ścianie. - Nara
powiadom ojca a ja udam się do Starszyzny.

- Ok.


***


- Dzisiaj Anbu jest dziwnie poruszone. - zauważył mężczyzna, spoglądając to na pojawiających się to na znikających zamaskowanych ninja, którzy z kółko kręcili się wokół Wioski. Koharu poszła w jego ślady.

- To dziwne. - odparła.

- Zapewne..

- Czcigodna Utatana i Czcigodny Mitokadu. - usłyszeli głos Hatake, który zmierzał w ich stronę.

Oboje spojrzeli zdziwieni na gościa.

- Czy coś stało się Kaakshi? - spytał Homura.

-Tak. Przed chwilą dostaliśmy list z Suny. - poinformował.

 Kobieta ze zdziwienia otworzyła usta. - Kazekage napisał, iż nie udało się zawrzeć sojuszu.

- Czyli, że nie będzie pokoju? - spytał zszokowany mężczyzna, pocierając skroń dłonią.

- Tak. W dodatku każda Wioska wypowiedziała wojnę.

- Co?! - Koharu wstała szybko z krzesła i patrzyła szeroko otwartymi oczyma na szarowłosego. - Ale...Danzou..

-Nic o nim nie wiemy... - zauważył czarnooki. Homura siedział i bezradnie wpatrywał się w swoje dłonie.

- Powinien wrócić i..

- Nie ma na to casu. Kazałem zwołać zebranie i chcę abyście się na nie udali. -  Kobieta twardo spojrzała na Hatake.

- Nie. Nie ma Hokage....

- Za nim nasz Hokage raczy przyjść, to może być za późno. To wojna! - warknął podirytowany karooki.

- Koharu. - rzekł mężczyzna, widząc, że jego koleżanka chcę się kłócić z synem Białego Kła. - Musimy iść, jako Starszyzna Wioski musimy wziąć udział w zebraniu, kiedy Danzou wróci to nam wszystko wyjaśni. - oznajmił.

Utatana zacisnęła mocno usta , lecz nic nie powiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz