wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 1

Nadzieja zawsze umiera ostatnia.


-Ciekawe jak przebiegnie szczyt pięciu kage? - zagadnęła starsza kobieta.

Siedziała ona na niewielkiej, drewnianej ławce, umieszczonej w ogrodznie, gdzie miała wspaniały widok na rosnące niedaleko kwiaty i drzewa wiśni. Lecz w tej chwili owy widok jej wcale nie zachwycił, tylko pogłebił jej zmarszczki na czole.

-Takie wydarzenie nie zdarza się dość często. - zauważył mężczyzna, siedzący obok kobiety.

-Zapewne Mitokado, ale mam nadzieję, że w końcu nasze narody w końcu zapomną o dawnych sporach i zaczną współpracować.

Homura  nie odpowiedział od razu. Jego spojrzenie powędrowało od małego oczka wodnego po blade chmury sunące po niebie. Koharu również zwróciła wzrok w stronę nieba.

-Młody Kazekage, Porywczy Raikage, Fałszywy Mizukage, Uparty Tushikage i...Władczy Hokage. Nie wiadomo co może z tego wyniknąć.

-Masz rację. Ale najlepiej dla Nas, aby doszli do porozumienia.

***

-Nie zgadzam się!

Umięśniony mężczyzna wstał gwałtownie, powodując, iż jego krzesłu upadło z hukiem na podłogę. Zebrani umilkli na chwilę, wszyscy wpatrzeni w czarnoskórego. Raigake zacisnął mocno rękę w pięść i walnął  w stół, który ugiął się pod naciskiem siły jego uderzenia. Siedzący nieopodal starszy karzełek, uśmiechnął się złośliwie.

-Odezwał się ten, co w gorącej wodzie kompany. - zakpił, skupiając wzrok białowłosego na sobie.

Mężczyzna wyprostował się i spojrzał wyzywająco na Tushikage.

-Milcz starcze! - warknął.

-Nie nauczono Cię, że do starszych odzywasz się z  s z a c u n k i e m?

-Dziadku.

Upomniała go wnuczka, podchodząc do niego i dyskretnie szepcząc mu do ucha. Czarnooki spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się niewinne.

-Możemy wrócić do ważniejszych spraw? - odparł Mifune, spoglądając na dwóch Kage.

Czarnowłosa pośpiesznie cofnęła się od starca i spoczęła na ławie.

-Tak, oczywiście. - odezwał się Tushikage.

-Raikage? - spytał.

Mężczyzna przez chwilę stał i  zawiziętością spoglądał na Kage Wioski Skał, lecz po chwili podniósł krzesło i usiadł na nim. Samuraj przelotnie rozejrzał się po sali, sprawdzając, aby już nikt nie przeszkodził im w naradach.

-Tak więc wracamy do sprawy...sojuszu.... - rzekł z wolna samuraj.

Kątem oka patrząc na siwowłosego, który widocznie chciał znów wtrącić swoje trzy grosze.

-Nie spotkaliśmy się tu, aby się kłócić, prawda? - To pytanie było skierowane do wszystkich zebranych-Musimy skutecznie wyperswadować plan natarcia na wroga...

Nie dane było mu skończyć, gdyż przerwał mu staruszek.

-A skąd ta pewność, że zgodzimy się na sojusz?

-Właśnie. - Poparł go czarnowskóry, groźnie łypiąc na Kage.

-Byłoby dobrze dla naszych narodów...

-Ale n i e jest.

-Uważam Thushikage, że powinniśmy posłuchać  Szanownego Mifune. On ma rację, potrzeba nam wspólnoty a nie dodatkowych konfliktów. Akatsuki jest potężnym przeciwnikiem. - wtrąciła się Mizukage, która miała już dość zgryźliwych uwag starca.

-Cóż.

-Zgadzam się z Mizukage. - Poparł ją Gaara. - Powinniśmy chcieć pokoju, a nie wszczynać nowe wojny.

-Ech... Wy młodzi myślicie, że wszystko jest takie proste. - odparł ze znużeniem Władca Wioski Skał.

Po czym zwrócił się do Hokage, który w zamyśleniu, spoglądał na blat drewnianego stołu.

-A jak ty uważasz Danzou? My takie stare pierniki, już dużo widzieliśmy okrucieństwa na tym świecie. Wiem, co jest dobra dla Nas i dla naszych Wiosek, a także jesteśmy ostrożli w dobieraniu.....sojuszników.

Mężczyzna w bandażach nie drgnął, ani też nie odezwał się na tą kąśliwą uwagę. Czarnooki  zwrócił swe przenikliwe spojrzenie na Kazekage, którego bynajmniej nie obeszyły uwagi Tushikage.

-Młodzi powinni słuchać starszych...

-Tak więc, jako człowiek starej daty, jestem przesądny. - odparł  z wyższością, piorunując spojrzeniem Sabaku, który nie ugiął się pod jego wzrokiem.

-Bynajmniej powinniśmy powrócić do głównego tematu. - wtrącił się Hokage. - Jak Kage Wioki Liścia jestem za sojuszem, który byłby korzystny jak i dla Nas i i innych Wiosek. - wyjaśnił rzeczowo Danzou.

-Hm...myślisz o  łupach wojennych?

-Tushikage, jeszcze wojna się nie zaczęła, a ty już dzielisz łupy? - odezwał się tym razem Raikage, znudzony wywodem Kage Skał. - Choć nie wątpię, że Nam też coś się należy. - dodał.

-Już zdążyliście skalkulować co zagrabicie?! - warknęła brązowowłosa, rozdrażniona dyskusją Kage. - Może pomyślicie o pokoju i jak zlikwidować Akatsuki, bo oni są głównym problemem?!

-Hm...a to nie przypadkiem w  waszej Wiosce narodziała się owa organizacja? - spytał spokojnie starzec.

Mizukage zamilkła, niepewna co odpowiedzieć.

-Nic o tym nie słyszałam. - odparła cicho.

-Naprawdę? - rzekł Raikage, uważnie przyglądając się Mizukage. - Więc to wszystko przez Waszą Wioskę borykamy się z takim problemem..?!

-Ja zaświadczam.. - odezwała się kobieta, choć nie była pewna co chciała powiedzieć. Oczywiście jej przerwano.

-Nie wiadomo, czy można komuś takiemu ufać? - odezwał się Tushikage.

Hokage przysłuchiwał się z uwagą na toczącą się rozmowę. Na razie nic nie idzie według jego planu.

-Czy nadal z nimi nie współpracujecie? - To pytanie wydobyło się z ust czarnoskórego.

Czarnooki uśmiechnął się pod wąsem.

-Ciebie też to dotyczy Tushikage. - zwrócił się do niego.  Satrszuszek łypnął na niego spod zamróżnych powiek. - Na mnie nie robią wrażenia twe miny. - zauważył.

-Nie pracowaliśmy z Akatsuki. - rzekł  z przekąsem.

-Możemy wrócić jednak do dyskusji? - spytał niecierpliwie Gaara.

Zachował opanowany wyraz twarzy, choć powoli miał dość tej dyskusji, która prowadziła do nikąd.

-Zgadzam się z Kazekage. - poparł go karooki.

-Nie mam zamiaru zaczynać dyskusji, z kimś komu nie można ufać. - warknął Raikage i podniósł się ociężale z krzesła.

Pokazał palcem na Danzou. Mężczyzna nie drgnął.

-Akatsuki składa się z ninja, pochodzących z Waszych Wiosek. U was jest to niejaki Uchiha Itachi. - Przesunął palcem na Sabaku. -U was Akasuna no Sasori. - Wskazał następnie na Mizukage. - U was Hoshigaki Kisame. - Na końcu wskazał na starca. - U was Deidara. Zaś Nasza Wioska może się poszczycić oddanymi i posłusznymi ninja. Jako jedyni pozostajemy bez winy, ale oczywiście Akatsyki obrało  nas za cel, gdyż posiadamy ogoniaste bestie, teraz jedną a jest nią mój brat! Jeśli go zabiją, będę obwiniał Was za to! - zakończył swą przemowę.

-W Konoha również jest jinchuuriki. - zauważył Gaara.
-Nic mnie to nie obchodzi!

Mifune spojrzał po zebranych. Na twarzach Kage ze Skał i Chmur dostrzegł determinację, zaś reszta milczała posępnie. Przymknął powieki, po czym  wstał.

-Jeśli nie doszliśmy do porozumienia, tak więc zakończmy te obrady. Jeśli nie potraficie się dogadać i zawiesić broń, my samurajowie nie chcemy na Naszych Ziemiach Waszych Ninja. Jeśli któryś się zbytnio zapuści, zabijemy go. - odparł ostro. - A teraz proszę opuścić to miejsce. - dodał , po jego obu stronach pojawili się jego strażnicy.

Wszyscy Kage wstali i zwołali swoich kompanów, oznajmiając, iż wracają z powrotem do Wioski.

-Temari, Kankuro! - zawołał czerwonowłosy, zabierając ze stołu swój kapelusz.  Oboje jego rodzeństwa pojawiło się tuż przy nim. - Idziemy. - poinformował.

Wszyscy zaczęli kierować się do wyjścia, nie oglądając się na siebie.

-Czwarta Wielka Wojna Shinobi rozpoczęta! - usłyszeli donośny głos samuraja, tym samym swój wyrok.

Wyszli za zewnątrz. Pogoda w Kraju Żelaza nie zmieniła się wcale od ich przybycia. Śnieg okrył zmiemę swą białą płachtą, nie pozostawiając ani jednego skrawka zieleni. Chłody wiaterek muskał twarz Kage, który  ze spokoje wpatrywał się w choryzontu. Kątem oka zauważył, iż mieszkańcy patrzyli na nich nie przychylnie. Nie tracąc czasu ruszył w wyznaczonym kierunku, chcąc jak najszybciej znaleźć się po za granicami tego Kraju. Jego rodzeństwo bez słowa poszło za nim, nie przerywając cichy, jaka zapadła między nimi. Choć każdy z nich myślał o tym samym, wiedzieli, że nie ma sensu się sprzeczać i pozostawić to w spokoju.

-Ale dlaczego... - kilka słów wyrwało się z krtani blondynki, która ze spuszczoną głową.

Szła obok młodszego brata. Konkuro, spojrzał na nią przelotnie,  lecz nie odpowwiedział na jej pytanie. Sam nie znał odpowiedzi, choć wszyscy słyszeli zażartą dyskusje przepełnioną goryczą i potokiem wspomnień, dawnych lat. To one przesądziły wszystko. I wygrały, pozostawiając ich w nieszczególnej sytuacji.

-Nie ważne. Musi zmobilizować siły i....nadal pozostajemy w sojuszu z Konoha. - odparł rzeczowo niebieskooki.

-Hm..ja tam nie ufam temu całemu Danzou. - odezwał się najstarszy z rodzeństwa.
-Ja też nie, ale są inni bardziej zaufani ludzie. - odparł Gaara z nikłym uśmiechem.

***

Był niezadowolony. I to bardzo. Chciał, aby sojusz został zawarty. A później za pomocą Sharingana mógł by pokierować Mifune, które mianował by go na głównodowodzącego. Lecz nie udało się.  Zaklnął siarczyście. Oboje jego ochroniarze milczeli, co jakiś czas posyłając sobie przelotne spojrzenia.

-Nie udało się. - Jako pierwszy odezwał się Fu. - I co teraz zrobimy?

Tym pytaniem zwrócił na siebie uwagę przełożonego, nie czuł sytrachu przed nim.

-Cóż...zostaje nam tylko wrócić do Wioski i nadzorować pracę nad przygotowywaniami do wojny, która i tak jest przegrana. - wyjaśnił.

Brnął przez śnieg, podtrzymując się drewnianej laski.-krtoś za nami podązą-szepnął Danzou. Mężczyźni dyskretnie rozejrzeli się po otoczeniu. Znaleźli się na obrzeżach Kraju Żelaza.

-Przepraszam, że ich nie wykryłem. - odparł Torune.


-Nic nie szkodzi. Zatrzymali się  na ścieżce, oczekując, aż wrogowie wyjdą z ukrycia. Tuż przed nimi pojawiła się postać bruneta, odzianego w płaszcz Akatsuki. W jego oczach tanczyły zlośliwe iskierki, a usta wykrzywiły się z diabelski uśmieszek.

-Znalazłem Cię Danzou.

-Uchiha...Sasuke



Od autorki: Pierwszy rozdział za mną. Może najpierw wyjaśnię kilka spraw.
Naruto, Yamato i Kakashi nie wyruszyli do Kraju Żelaza, aby porozmawiać z Raikage. Więc nie dowiedząc się o planach Madary. Sakura, Sai, Kiba i Lee nie wyruszą po Naruto, a potem Sakura nie pójdzie zabić Sasuke. Team 7 się nie spotka. W moim opowiadaniu wszyscy z Akatsuki żyją.

Starszyzna:
Koharu Utatana- 68-letnia kobieta.
Homura Mitokado-68-letni mężczyzna.

Chyba to wszystko, najwyżej czegoś zapomniałam. Pozdrawiam.
PS. Przepraszam za błędy, ale nia mam sił ich poprawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz