piątek, 17 maja 2013

10. Kat

Kluczem do zwycięstwa jest słabość wroga.


           Obezwładnił mnie ból, gdy próbowałam się podnieść. Jęknęłam, upadając na kolana i dławiąc się własną śliną. Cicho dyszałam tym samym przerywając monotonną ciszę. Wpatrywałam się przed siebie, w ciemność, która pochłonęła mnie całą. Czułam obrzydliwy zapach pleśni zmieszany z wonią moczu i potu. W powietrzu unosił się słaby aromat śmierci.

              Czyżby cela? A może miejsce tortur? Mały pokoik, wepchnięty między piętra, skrywając przed światem okrutną tajemnice, posiadający jedną żarówkę, stolik i dwa krzesła.

                Uśmiechnęłam się drwiąco. Jednak żadne z tych mebli nie znajdowało się w pomieszczeniu. Powolnym ruchem oparłam się plecami o brudną, pokrytą pleśnią ścianę, starając się opanować odruch wymiotny. Westchnęłam czując frustrację, upokorzenie i ból. Czy się bałam? Dobre pytanie. Na to pytanie nie znałam odpowiedzi, lecz, gdy przyjdzie czas umrę, i to z uśmiechem na ustach, za swoją Wioskę i przyjaciół. Wtedy nie będę zadawać sobie zbędnych pytań. Po prostu to zrobię. Ciche skrzypnięcie drzwi i niewielki wiaterek, który wpełzł do pomieszczenia, owinął się wokół mnie jak gruby sznur. Ciemna postać wkroczyła do pokoju bezgłośnie stawiając stopy na nierównej posadzce. Powoli podniosłam wzrok, wpatrując się w żółte oczy przeciwnika.
     - Kunoichi z Konohy.

Kobieta wypowiedziała te słowa z odrazą  jakbym była  najohydniejszym gatunkiem robaka, którego miała ochotę zgnieść. Wiedziałam, że to mój wróg i nie miałam, co liczyć na litość.

    - A ty kto? - spytałam hardo, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.

Zamilkła, lekko mrużąc złowrogie ślepia.

                       - Twój oprawca.

                       - Karui nie baw się, nie ma czasu. - przytłumiony głos mężczyzny dotarł do mnie za lekko uchylonych drzwi, przez które padał słaby blask lampy.

Czerwonowłosa prychnęła jak rozjuszony kot.

                  -Zamknij się. - warknęła, całkowicie skupiona na mnie.

                         Czułam jej wzrok ślizgający się po moim ciele. Zastanawiała się, w które miejsce uderzyć i przy którym sprawi mnie więcej cierpienia. Czekała na odpowiedni moment, na moją chwilę słabości. Jednak się nie doczeka, nie dam jej tej satysfakcji, nie ugnę się pod jej spojrzeniem. Niech nie liczy, że będę błagać o litość. Kunoichi lekko przychyliła głowę, oceniając czy nadaje się na jej zabawkę. Uśmiechnęła się, szeroko, ukazując rząd białych zębów. Była cholernie zadowolona tylko nie wiem z czego. Podeszła do mnie szybko, za nim zdążyłam wyciągnąć ręce w obronnym geście. Złapała mnie mocno za włosy i ciągnęła, tym samym wywlekając mnie z kąta.

                - Dlaczego jesteś taka brutalna? – spytał jej towarzysz.

Kobieta nie odpowiedziała, zbyt zajęta przyglądania się moim cierpieniem.

                 - Cicho być i pilnuj.- warknęła
.
Przymknęłam oczy, gdy mdłe światło słoneczne padło na moją twarz.

                 - I co boli? – spytała, szczerze zadowolona z efektu.

Uśmiechnęłam się kpiąco i spojrzała na nią wyzywająco.

               -Tylko tyle potrafisz? Ciągnąć i wyrywać włosy?

              Nie powinnam jej denerwować, lecz nie mogłam się powstrzymać. Powoli na jej twarzy pojawi się okrutny grymas, całkowicie deformując jej twarz. Jej oczy rozszerzyły się, płonąc czystą nienawiścią. Nozdrza lekko się rozchyliły i słyszałam jak ze świstem wpuszcza i wypuszcza powietrze.

                  - Zabiję Cię suko! – krzyknęła.

                       Nie zasłużyłam na taką obelgę z jej strony, tak naprawdę to ona zaczęła. Nawet nie zauważyłam jak jej zaciśnięta pięść trafiła mnie w żołądek. Jęknęłam, wypluwając swoją ślinę pomieszczaną z domieszką krwi. Po czym nastąpił kolejny cios, następny i następny… Moje ciało pulsowało ostrym bólem, który rozchodził się po komórkach mego ciała. Krzyknęłam raz, drugi. Starałam się złapać jej rękę, lecz mocno uderzyła mnie w twarz, całkowicie straciłam kontakt rzeczywistością. Czułam jak bije mnie po twarzy a ciepła ciecz, skapywała po moich policzkach niczym łzy. Upadłam bezgłośnie na posadzkę, a ona dalej mnie okładała pięściami. Już nie jęczałam, nie miałam sił. Świat wirował przed moimi oczami. Widziałam tylko niewyraźny kontur twarzy mego kata.

              -Karui, przestań! – usłyszałam słaby głos mężczyzny.

Czyżbym traciła słuch?

              - Odejdź, Omoi! Ona musi zapłacić! – krzyczała, wyrywając się z jego uścisku.

            Czułam jej palącą nienawiść do mnie. Każda komórka jej ciała pragnęła mnie zabić. Czemu więc mnie nie zabiła?

         -Zostaw ją, nie widzisz! Całą ją zmasakrowałaś, będziemy przez nią mieć kłopoty. – mówił spokojnie, choć ręce lekko mu drżały, patrząc na nieruchome ciało kunoichi, przesiąknięte krwią.

                    - Chodźmy stąd.

                 Ninja chciał wyprowadzić swą przyjaciółkę, które z oporem odwróciła się do mnie plecami. Nagle poczułam dudniące kroki na korytarzu. Ktoś wszedł do pomieszczenia, krzyknął raz, drugi. Zadrżałam, czując przypływ olbrzymiej chakry.

                       - Karui! Omoi! Co się stało?! – spytał, jednak sam się domyślił.

Chciałam wstać i zobaczyć ów osobnika, jednak nie potrafiłam nawet poruszyć małym palcem u ręki.

                   -My..- zaczął mamrotać białowłosy, szukając odpowiedniego usprawiedliwienia ich czynów.

                  -Zrobiłam to co zrobiłam, nie zasłużyła żeby żyć. – warknęłam czerwonowłosa, patrząc na mnie złowrogo.

Shinobi spojrzał na mnie, po czym zwrócił się do swych pobratymców.

             -Raikage nie będzie zadowolony z waszych czynów i chętnie mu o tym powiem.

Nastała cisza, niczym kołysanka tuliła mnie do sny. Przełknęłam ciężko ślinę, czując metaliczny posmak krwi.

               - Shii, przyprowadź medyka.

To były ostatnie słowa jakie usłyszałam, po czym rozpłynęłam się w nicości.

*

Biegł, ledwo dotykając nogami ziemi. Głuchy trzask gałęzi, na którą wpadł.

                    -Szlag! – warknął,  potykając  się o własne nogi.

                       Zachwiał się ale nie upadł. Z zaciętym wyrazem twarzy, podążał nadal przed siebie. Czuł jak jego mięśnie cicho protestują. Głośno dyszał, wpuszczając powietrze ze świstem. Nie zamierzał się zatrzymać choćby na chwilę, wiedział, iż jeśli to zrobi już dalej nie pobiegnie. A przecież liczyła się każda minuta. Był zły na siebie, że ta po prostu dał im zabrać Sakure. Mógł się domyślić, że w lesie grasuje gromadka złowrogich ninja. Zwinnie przeskoczył nad konarem stojącym na ścieżkę. Po czym z gracją wylądował na trawie, kontynuując bieg. Był głupcem. Shinobi z Kumo  dobrze to zaplanowali. Napadli na Wioskę, tylko po to , żeby wywabić ich z bezpiecznej kryjówki.  Aby potem parować Haruno- medyka. Ta myśl uderzyła go ze zdwojoną siłą.

                   - No tak, jakże by inaczej!

                   Olśniło go. Może Wioska w Chmurach miała wysoki wskaźnik zmilitaryzowania, lecz w sprawie medycyny nie posunęli się za daleko. Ba! Chyba jedynymi Wioskami, które posiadały dobrych medyków były właśnie Liść i Piasek.  Choć Sunie było daleko do Konohy to jednak uczyli się właśnie od specjalistów z kraju Ognia. Zaklął. Czemu teraz mu to przyszło na myśl? Teraz, gdy jest za późno. Shinobi z Kumo byli bardziej przebiegli niż sądził.

                      -Teraz tylko dotrzeć do Wioski.

Spojrzał w niebo dostrzegając słońce, które swymi promieniami zalewało krajobraz.

                      -Muszę zdążyć przed zmrokiem. – wyszeptał i przyśpieszył.






*


              - Tylko tyle potrafię zrobić.

             Szczupła blondynka odsunęła się od łóżka, na którym spoczywała, jeszcze żyjąca kunoichi z Konohy. Kobieta ze zmartwioną miną, zerknęła na mężczyznę, który stał na progu niewielkiego pokoju. Przez małe zakratowane okno, wpadało nikłe światło
.
              -Nie mogę nic zrobić. – mówiła, patrząc na nieprzytomną dziewczynę.

Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała. Oddychała choć słabo.

                – Nie potrafię jej pomóc.

                -Po co jej pomagać, nie lepiej ją zabić?

               Słowa Karui przecięły ciszę niczym ostrze miecza. Pielęgniarka gwałtownie zatrzymała się i spojrzała na czerwonowłosą  z wyraźnymi przerażeniem. Zmarszczyła brwi i z niezadowoloną miną podeszła do żółtookiej. Przez chwilę mierzyły się złowrogim spojrzeniem.

              -Nie po to mnie wezwaliście, żeby teraz ją zabić.- odparła.

             Spojrzała ostro na białowłosego - prawą rękę Raikage. Darui westchnął, spuszczając głowę.  Jego białe włosy zasłoniły mu oczy. Lekko odgarnął je z czoła.

            -Nie.

        Wyraźna  odpowiedź dała satysfakcję blondynce. Z wyzywającym uśmiechem spojrzała na czarnoskórą kobietę. Ta ani drgnęła
.
             - Wyzdrowieje? – spytał Shii, wskazując na różowowłosą.

              Medic-ninja patrzyła przez chwilę na aparaturę podłączoną do ciała kunoichi, która podtrzymywała jej funkcję życiowe.

            -Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak zmasakrował ludzkie ciało.

Usłyszała perlisty śmiech Karui, zignorowała go i mówiła dalej:

             - Sądzę, że jak wyzdrowieje to sama się uleczy.

Skończyła, wpatrzona w nierówną posadzkę.

            - Dobrze. – przytaknął blondyn, zadowolony z odpowiedzi.

          Osoby znajdujące się w pomieszczeniu w ciszy opuściły to miejsce, pozostawiając pielęgniarkę ze swoimi myślami. Blondynka przymknęła powieki, po czym zerknęła na ciało pokryte białymi bandażami, przez które przesiąkała krew.

           -Ale czy będzie chciała dalej żyć?


*

            Wydał się być zdumiony spoglądając na nierówne sklepienie pomieszczenia, do którego wprowadzili go dwaj członkowie Akatsuki. Był pewien, że znajduje się w jaskini. Przystanął po środku pokoju, rozglądając się wokół. Było ciemno, co tylko uniemożliwiało mu poznanie tego miejsca. Cicho zaklął. Zastanawiał się po co tu w ogóle przyszedł. Miał rozkaz od Tsuhikage jednak…

            Cichy łoskot przesuwanego krzesła wyrwał go z zamyśleń tym samym wywołując gęsią skórkę na jego skórze. Powoli rozejrzał się, napotykając spojrzenie czarnych tęczówek. Spoglądał prosto na gościa odzianego w czarnych płaszcz w czerwone chmurki, na którego twarzy widniała pomarańczowa maska. Uniósł delikatnie brwi patrząc na dziwne, owalne  wyżłobienia na drewnianej masce.

        - Spodziewałem się, że Onoki nie okaże się taki głupcem na jakiego go wszyscy mają. – chłodny rzeczowy głos mężczyzny, sprawił, że Hikou poczuł się mniej pewniej.

        Nawet nie starał się myśleć o tym, skąd zna imię kage. Patrząc na osobnika, zastanawiał się jak może daleko się posunąć w słowach.  Ignorując wcześniejszą wypowiedź Koi rzekł:

        - Pan Tsuhikage ma dla Organizacji  Akatsuki pewną bardzo korzystną ofertę współpracy. – mówił spokojnie, choć lekko drżały mu dłonie.

Nieznajomy milczał. Blondyn miał nadzieję, że go zainteresował.

         -Jaką?

Jedno, krótkie pytanie.

           -W zamian za pomoc z wojnie z pozostałymi Wioskami, Szanowny  Tsuhikage chcę zapłacić około 500 000 jenów.  – zamilkł.

           Zapłata okazała się być właściwa a także zdolna do zrealizowania. Możliwe, że Iwa wzbogaci się na ziemiach i łupach innych Ukrytych Wiosek. Mężczyzna milczał, po sprawiło, że czarnooki zaczął się zastanawiać czy przyjmie taką ofertę. Czy też nie.

               - Cóż. Onoki jest dość skąpy.

          Koi cicho sapnął zaskoczony. Pół miliona jenów nie chodzi piechotą a ten zamaskowany gość uważa, że to nic?! Shinobi z Iwy był oburzony, chciwością Akatsuki.

               - Uważam, że to nie jest mała kwota za tak niewielką przysługę. Czcigodny Tsuhikage chce tylko, aby wasza organizację zajęła się osłabieniem linii wroga. W grubsze sprawy nie powinniście się mieszać w żadne większe bójki czy bezpośrednie potyczki. Musicie atakować z ukrycia nie ujawniając swojej tożsamości. – mówił głośno akcentując każde słowo.

                Nie zamierzał płaszczyć się przed takimi wyrzutami jak Ci ninja. On miał honor oni nie. Nie spodziewał się ataku, który nastąpił nieoczekiwanie. Sapnął, gdy jakaś siła uderzyła w niego. Jęknął, uderzając w pobliską ścianę, po czym ześlizgnął się i upadł na podłogę. Jego tęczówki rozszerzyły się ze strachu, gdy z ust wypluł krew. A ciałem zaczęły targać konwulsje. Ciężko dysza. Kątem oka zauważył jakiś ruch, lecz nie zdążył zareagować.  Przymknął powieki i czekał na cios. Ostatnim co widział to ciemność i przenikliwy ból, który rozszedł się po wszystkich komórka jego ciała. Nie czuł nic.
Kakuzu spoglądał na ciało shinobi z Iwy, które niemal wbiło się w ziemię, stając się jego grobem.  Mężczyzna oderwał wzrok od zwłok i spojrzał na Tobi’ego, który podszedł do wysłannika z Iwy.

               -Hm. Nie potrzebnie się uniósł. – zauważył, bez emocji spoglądając na ciało mężczyzny. – Zetsu?
Z jednej ze ścian wypełzła biało – czarna istota, z której głowy sterczały olbrzymie kleszcze muchołapki.
Bez ociągania podszedł do Uchihy.

               - Zawiadom  Czcigodnego Tsuhikage, że zgadzamy się na jego układ ale jako jego sługus. – wskazał na blondyna.  Ninja z Trawy przytaknął i przybrał ciało Koi z najmniejszymi detalami. – Masz mi na bieżąco dostarczać raporty. Zrozumiano?

Zetsu kiwnął głową po czym zniknął zlewając się z ziemią.

                - Kluczem do zwycięstwa jest słabość wroga.

Tobi uśmiechnął się złowieszczo pod maską.


**
Po długiej przerwie pojawił się rozdział. Mam neta więc powinno być już dobrze. Postaram się niedługo napisać na pozostałe blogi. Byłabym wdzięczna, gdy ktoś chciał być powiadamiany niech napisze w komentarzu. Pozdrawiam.