cierpienie zostaje
każdy przecież wie, że to nie ustaje.
Ciężko dyszał, gdy dobiegł do
bram Wioski. Przystanął i zaczął pięściami walić w drewniane wrota. Nie
wiedział po co to robi, wystarczyło krzyknąć.
-Kto tam? – usłyszał ochrypły,
męski głos.
Zadarł głowę wysoko do góry, dostrzegając zarys ludzkie
sylwetki.
-Wpuść mnie! Jestem Geyko Shashibi! – krzyknął.
Wartownik spojrzał na niego
zdziwiony, lecz wydał komendę, aby otworzyć bramę. Płowowłosy się niecierpliwił.
Ogromne wrota skrzypnęły cicho. Szarooki cierpliwie czekał, aż otworzą się na
tyle, aby mógł wejść. Po chwili ruszył pędem i pognał prosto do namiotu, gdzie
urzędował Hokage, zostawiając zdziwionych shinobi za sobą. Nie miał zamiaru nic
im tłumaczyć. W oddali zauważył zielonkawy namiot przed, którym stali dwa
ninja. Widząc go skinęli głowami, po czym bez przeszkód zanurzył się we wnętrzu
namiotu.
*
Znów siedział u Kakashi’ego. Nie
miał nic lepszego do roboty chociaż wolałby iść walczyć z obcymi ninja. Hatake jak zawsze był zajęty wypełnianiem papierów. Nagle bez uprzedzenia Geyko wszedł
do środka. Był zdziwiony widząc go tutaj. Podobno udali się na misję. Zamarł.
Jego oczy rozszerzyły się ze strachu a puls gwałtownie przyspieszył. Wstała
gwałtownie z krzesła i podszedł do mężczyzny. Nie bacząc na baczne spojrzenie
karych tęczówek, złapał Shashibi’ego za bluzkę i spojrzał prosto w oczy.
-Co się stało? – Jego głos lekko
drgał.
Bał się. Bał się tego co usłyszy.
Płowowłosy zignorował go i odsunął od siebie jak natrętną muchę. Nie podobało
mu się to. Bez ociągania podszedł do biurka Hokage i zameldował:
-Sakura została porwana.
W jednej chwili wszystko runęło
jak domek z kart. Zagrożenie stało się wyraźne. Blondyn zamilkł. Był
oszołomiony a potem i zły. Niemal z rozpaczą spojrzał na swego mentora.
- Kakashi. – szepnął.
Nie wiedział co powiedzieć, o co
prosić. Chciał tylko, aby Haruno tu była. ‘Sakura’
- pomyślał.
-Trzeba ją uratować! – krzyknął,
przypominając sobie o niej.
Chciał pobiec i wyrwać ją z łapsk
wrogów, choćby teraz.
-Naruto!
Wyraźny rozkaz Hatake go
zatrzymał. Przystanął i spojrzał na niego przez ramię.
-Uspokój się. – powiedział tylko.
Nie tego się spodziewał. Nie tego
chciał. Podszedł do szarowłosego.
-Trzeba ją uratować. –
wykrztusił.
Mierzyli się wzrokiem. Uzumaki nie
ustępował a karooki wcale. To bez celowe.
-Nie.
Jego odpowiedź zbiła
niebieskookiego z tropu. Zamrugał zdziwiony i rozzłoszczony jednocześnie.
-Nie będziesz niczego robił bez
mojej wiedzy i nie zgadzam się na to, abyś po nią poszedł. – mówił.
Naruto był zły, że jego mentor
zapomniał o różowowłosej. Traktował ją jak zwykłego ninja. A przecież była
medic-ninja i jego dawną uczennicą.
Wargi Uzumaki’ego lekko wygięły się ku górze.
-Wystarczyło, że zostałeś Hokage
a o wszystkim zapomniałeś. – odparł i bez słowa wyszedł z namiotu.
*
Nie spodziewał się takiej ostrej
wymiany zdań. Milczał zatem i nie odzywał się. Gdy tylko Naruto wyszedł,
zapytał:
-Czyli mam zebrać ludzi i ruszać?
– spytał.
Kakashi spojrzał na niego
przeciągle.
-Nie.
Geyko się zdziwił i to bardzo.
-Ale jak to?! Przecież…
Hatake mu przerwał.
-Nie zapominajcie, że Sakura nie
jest taka słaba jak się Wam zdaje – Tobie i Naruto. Po za tym nie możemy
narażać życia kolejnych shinobi naszego kraju. Zapewne jej nie zabiją, gdyż
jest medykiem i to ją ratuje.
-Ale…
Słowa ugrzęzły mu w gardle. Nie
wiedział co powiedzieć. Nie przebieg tyle tych kilometrów na darmo, żeby coś
takiego usłyszeć.
-A gdzie twój oddział? – spytał szarowłosy,
odkładając papiery na bok.
-Zostawiłem ich. Chciałem od razu
powiadomić Hokage o porwaniu.
Karooki spojrzał na niego jakby
chciał go zabić. Mocno uderzył otwartą dłonią w biurko. Sashibi cicho przełkną ślinę.
-Zostawiłeś swoją grupę tylko po
to aby o tym mi powiedzieć? – spytał, jakby tego nie rozumiał?!
Płowowłosy milczał. Mężczyzna
cicho westchnął.
-Jesteście obaj w gorącej wodzie
kompani. – odparł w końcu Kakashi. – I obaj działacie mi na nerwy. Nie będę
tłumaczył ci, że jak kapitan odpowiadasz za swoim ludzi a teraz ich porzuciłeś
bo uważałeś, że zrobiłeś dobrze. Dlatego
zdegraduje cię do roli zwykłego ninja a także zabraniam udziału w wszelakich
bitwach. Będziesz pomagał przy wzmocnieniu bramy. – mówił i bazgrał coś na
kartce.
Szarooki nie tego się spodziewał. Hokage wręczył mu
kartkę, którą przyjął bez słowa i wyszedł z namiotu. Musiał znaleźć Naruto i z
nim porozmawiać. Przygryzł lekko wargę.
*
Szedł przed siebie. Był zły na
dawnego mentora i za jego słowa. Nie obchodził go los Sakury, wcale. Zacisnął ręce
w pięści. Nie chciał bezczynie siedzieć i patrzeć jak zabijają jego przyjaciół.
Przystanął, słysząc jak ktoś woła jego imię. Odwrócił się zauważając sylwetkę Geyko . Przewrócił oczami, po czym szedł
dalej.
-Poczekaj!
‘Jeszcze jego brakowało’ – pomyślał. Żwir cicho chrzęścił pod jego
stopami.
-Chyba mówiłem, żebyś poczekał!?
-A po co? – spytał, chcąc pozbyć
się chłopaka jak najprędzej.
-Chcę porozmawiać. – odparł i
rozejrzał się po okolicy. Uzumaki spojrzał na niego krzywo.
- O czym? Że byłeś na tyle słaby,
aby pozwolić, żeby zabrali Sakurę?! – warknął. Shashibi spojrzał na niego zły.
-Uważasz, że to moja wina?
-A kogo?
Stali po środku ulicy i mierzyli
się wzrokiem. Po chwili płowowłosy odpuścił.
-Słuchaj, nie przyszedłem się
kłócić. Tylko porozmawiać. Co zamierzasz zrobić? Uratować Sakurę.
Blondyn patrzył na niewzruszoną
twarz szarookiego. Przytaknął skinieniem głowy.
- i zapewne zamierzasz wyruszyć
od razu?
Zirytował go, jego ton głosu. A
na co ma czekać?
-Tak a co?!
Shinobi pokręcił tylko głową.
-Nie ma mowy, żebyś się wymknął. Zapewne
będą Cię pilnować i nie dopuszczą , abyś przekroczył próg bramy.
Naruto naprawdę miał go dość. Nie
potrzebne mu żadne kazanie.
-A ty co byś zrobił? – zagrzmiał.
Geyko uśmiechnął się.
- Na pomysł. Moglibyśmy obaj ją
odbić. – Uzumaki’emu chciało się śmiać lecz powstrzymał się. – Ale nie teraz.
Trzeba było poczekać. – Widząc, że blondyn chce mu przerwać, uciszył go gestem
dłoni. – Może za dwa tygodnie albo później. Tak to, żadnemu z nas nie pozwolą
zbliżyć się do bramy. A gdy nie będziemy próbować dostać się do Kumo pomyślą,
że odpuściliśmy i już dadzą nam spokój i wolną rękę.
Niebieskooki pokiwał lekko głową.
Miał rację, jeśli jeszcze kiedyś chcę przekroczyć bramę Wioski musi przestać
próbować się wydostać.
-Ok. – przyznał. – Ale beze mnie
nie pójdziesz. Zrozumiano?
Płowowłosy kiwnął głową.
-A ty beze mnie?.
Uścisnęli sobie dłonie.
*
Żyłam między jawą a snem.
Wszystko mnie bolało. Przed oczami ciągle widziałam twarz Karui, wykrzywioną w
grymasie gniewu i frustracji. Czułam jej uderzenia na twarzy i słyszała jej wredny śmiech. Czasami ktoś do
niej przychodził. Czasami widziała jego rozmazaną twarz nad sobą. Wiedziała
też, że jakaś kobieta ją dogląda i trzyma wszystkich na dystans. Mogła się spodziewać, że teraz chcąc ją zabić.
Przecież była ich wrogiem. Cicho stęknęła, gdy prawą dłonią wodziła po twarzy.
Miała całą głowę zabandażowaną białym bandażem. Czułam odór zeschniętej krwi,
potu i strachu. Jej strachu. Bała się. Nie była pewna ile znajduje się w tym wstanie.
Dzień, tydzień, miesiąc? Nikt jej nic nie powiedział i nikt zapewne nie powie.
Chciała, aby ją zabili. Nie musiała by cierpieć. Jest pewna, że nie jeden raz
zazna tego uczucia. Cicho westchnęła, wpatrując się w biały sufit.
-Obudziłaś się? – usłyszała melodyjny
głos.
Odwróciła się, napotykając
spojrzenie zielonych tęczówek. Zamrugałam lekko. Kobieta podeszła do niej i
spojrzała na nią z góry. Zbadała ją pobieżnie.
-Próbowałam Cię uleczyć, jednak
mam ograniczone zdolności. Nie masz żadnych złamać, tylko skaleczenia, dość głębokie.
Najgorzej z twoją twarzą.
Sakura słuchała jej. Tyle to sama
wiedziała. Pielęgniarka patrzyła na nią bez wstrętu. Po prostu zachowywała się
jak przystało na medyka. Blondynka przez
chwilę stała w miejscu po czym skierowało się do drzwi.
-Teraz odpocznij.
-Dziękuję. – wychrypiałam.
Kunoichi przystanęła na progu i
spojrzała na mnie zaskoczona po czym lekko uśmiechnęła się.
-Nie musisz dziękować.
Wyszła, zastanawiając się czy
wszyscy są tacy.
*
Jest rozdział. Trochę nudny, ale
może następny będzie lepszy.