wtorek, 4 września 2012

8. Spotkanie

   
Zgliszcza płoną, a smutek pozostaje.


    Westchnęłam cicho, przeczesując ręką swoje różowe włosy. Byłam zmęczona aczkolwiek zadowolona, że potrafiłam uleczyć wszystkich rannych z pomocą innych medyków. Wstałam ociężale z krzesła, posyłając nikły uśmiech koleżance.

        - Shina zajmiesz się resztą? Chciałabym odpocząć.

Bruneta oderwała wzrok od pacjenta, po czym ochoczo kiwnęła głową.

        -Tak, Sakura-sama.

    Uśmiechnęłam się i wyszłam z namiotu. Chłodne, poranne powietrze otrzeźwiło mnie na tyle, aby mogła racjonalnie myśleć. Rozejrzałam się wokół dostrzegając skutki nocnej walki. Kilka domów zapadło się pozostawiając po sobie ruiny. Patrzyłam jak domownicy zbierają swój dobytek, który jeszcze nadaje się do użytku. Usłyszałam lament kobiet i cichy płacz dzieci. ' To dopiero początek '. - pomyślałam ze smutkiem.

        - Sakura?

    Znajomy głos wyrwał mnie z zamyśleń. Odwróciłam się na pięcie, spoglądając prosto w błękitne tęczówki kunoichi. Zmieniła się i pewnie bym jej nie poznała. Była blada niemal przezroczysta. Pod oczami widniały sińce, które dodawały jej wieku. Blond włosy związane w prowizoryczną kitkę opadały bezwładnie na ramiona i plecy.  Jej sylwetka niemal tonęła pod stosem trochę większych ubrań. Nigdy bym nie przypuszczała, że można się aż tak zmienić. Zapewne wyglądałam podobnie. Uśmiechnęłam nieznacznie.

        - Cześć Ino. - przywitałam się, starając się przybrać milczy ton głosu.

Byłam zbyt zmęczona, aby zużywać ostatnie rezerwy siły na rozmowę. Jej wargi wygięły się w nieznaczny łuk.

        - Witaj. - powiedziała cichym, ochrypłym głosem.

        - Nie wyglądasz najlepiej. - rzekłam, kiedy Yamanaka zbliżała się do mnie.

Obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem.

        - Ty wcale.

    Mimowolnie uśmiechnęłam się, choć w innych okolicznościach pewnie bym ją powymyślała. I zapewne pokłóciłybyśmy się jak stare, dobre przyjaciółki. Lecz na takie gierki nie było czasu.

        - Ty też pomagałaś?

Bardziej stwierdziłam niż spytałam. Spojrzała na mnie, odrywając wzrok od zielonkowatych namiotów.

        - Tak. Wezwali wszystkich, którzy umieli leczyć.

    Kiwnęłam głową. Milczałyśmy, pogrążone we własnych myślach. Wpatrywałam się w zgliszcza naszej Wioski, która powoli zamienia się w ruinę.

        - Jeśli dalej będą nas atakować, to z Wioski nie zostanie nic. - usłyszałam własny, stępiony głos.

    Blondynka mimowolnie zerknęła na mnie. W jej oczach dostrzegłam ból, którego nie potrafiłam określić czym był spowodowany.

        - Masz rację. - przyznała ze smutkiem. - Ta Wojna mnie wykańcza, już dawno nie widziałam chłopaków a także drużyny dziesiątej.

    Kiwałam wolno głową. Pamiętam jak Hinata wraz z Kibą i Shino i innymi shinobi wyruszyli  do Wioski Kiri a było to kilka dni przed naszą misją na granicy Kuso.  Zmarszczyłam brwi.

        - Tak, długo ich nie ma.

        - Ale chyba nic im nie jest? - spytała szeptem Ino.

        - Nie, zapewne nie.

    Moja odpowiedź brzmiała bardziej przekonująco niż przypuszczałam. Sama do końca w to nie wierzyłam. Lecz ktoś musiał okazać się optymistą. Stałyśmy jeszcze jakiś czas  w milczeniu, spoglądając na łunę jasnego światła wyłaniającą się za horyzontu. Patrzyłam na ten widok z niemałą ulgą i nadzieją. ' Może będzie lepiej.' - pomyślałam.

        - Muszę wracać do pracy, pewnie znów wyruszysz na misję. - powiedziała błękitnooka.

Na samo wspomnienie robiło mi się słabo, a zmęczenie było niedozniesienia. Przymknęłam powieki.

        - Mam nadzieje, że nie ale kto to wie.

    Jeszcze przez jakiś czas będę wspominać okropne wydarzenia jakie zdarzyły się z Kuso. Śmierć naszego przywódcy uświadomiła mi, że nawet najlepszy weteran może umrzeć.  Kunoichi uśmiechnęła się do mnie współczująco.

        - Życzę Ci wszystkiego dobrego. - powiedziała na pożegnanie i odeszła.

    Nie odpowiedziałam. Patrzyłam jak jej sylwetka znika w jednym z namiotów, z którego dochodziły wrzaski i lamenty.  Odwróciłam wzrok i skierowałam się do domu, na wymarzony odpoczynek.



***



    Krążyłem po wiosce, spoglądając na martwe trupy ludzi, których jeszcze nie pochowano. Ze zgrozą uświadomiłem sobie, że było ich wielu: kobiety, mężczyźni, dzieci. Wszyscy oni stracili życie tylko dlatego, że tej feralnej nocy wyszli na zewnątrz, kiedy szalał ogień i ninja z Kumo. Przygryzłem wargę, wpatrując się uporczywie we własne buty. Ręce schowałem do kieszeni. Nikt nawet mnie nie zagadał, widząc moją przygnębioną minę i determinację wymalowaną na twarzy. Zacząłem szybciej iść, chcąc znaleźć się jak najdalej od tych zgliszczy i śmierci. Szedłem, brnąc przed siebie. Przez resztę nocy nie zmrużyłem oka, rozpamiętując spotkanie z czarnoskórym ninja. Powinienem go zaatakować, nie bacząc na jego słowa. Ale on nie zamierza mnie atakować. Czy więc powinienem go zabić, wiedząc, że tamten by się nie bronił? Czy wtedy poczułbym się lepiej? Pokręciłem głową, starając się odepchnąć wszystkie złe myśli.
    Westchnąłem ciężko i zatrzymałem się. Rozejrzałem się, dostrzegając grupkę mieszkańców tłoczących się po ulicy. Właściciele kramów krzyczeli, zachęcając przechodniów do kupna ich owoców i różnych pierdołów. Życie toczyło się dalej. Przygryzłem wargę, czując metaliczny posmak w ustach. Ręce zacisnąłem w pięści z własnej bezsilności. Prawie brakowało, żebym upadł i zaczął rzucać się po ziemi, głośno krzycząc. Powstrzymał mnie od tego kpiący znany mi głos.

        - Naruto czyżbyś się zgubił?

    Podniosłem wzrok na typa stojącego przede mną był nim nie kto inny jak Geyko. Sarkastyczny uśmiech na jego twarzy świadczył, iż ta sytuacja go bawi. Próbowałam przybrać normalny wyraz twarzy i grzecznie odpowiedziałem:

        - O niczym innym nie marzyłem, aby już od rana zobaczyć twoją gębę. - warknąłem, uśmiechając się szeroko.

Szarooki zmarszczył brwi, lecz ani drgnął.

        - Ciesze się, że mój widok Cię tak uszczęśliwia. Kto by pomyślał, że człowiekowi do szczęścia jest potrzebne tak niewiele. - Gdyby zamiast Darui'ego stał Sashibi pewnie bez ociągania dokopałbym mu, nawet jeśli nie chciał by ze mną walczyć. - Bym z Tobą pogadał, ale śpieszę się. - odparł bezczelnie i ominął mnie.

        - A gdzie idziesz? - spytałem.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię.

        - Do Sakury. - Zdziwiła mnie jego odpowiedź a możliwe i rozzłościła. - Mam do niej pewną sprawę.

        - Wiesz, ja też muszę do niej iść.

    Płowowłosy wzruszył ramionami i zaczął iść.  Bez problemu zrównałem się z nim, idąc równym, miarowym krokiem.  Geyko zerknął na mnie i przez chwilę wydawało mi się, że uśmiecha się złośliwie.



***



    Wstałam nie wyspana i rozejrzałam się po pokoju. Coś mnie obudziło i to głośnego. Miałam ochotę na powrót położyć się i wąchać przyjemny zapach poduszki. Otulić się szczelnie miękką kołdrą i zasnąć, śniąc o szczęśliwych rzeczach. Jednak nie było mi to dane. Dźwięk dzwonka zabrzęczał, kiedy układałam się na pościeli. Niemal zła wstałam i włożyłam na siebie bluzę, która leżała na poręczy krzesła.  Zeszłam na dół po drewnianych, równych stopniach i stanęłam na parterze. Czułam chłód bijący od podłoża, gdyż zapomniałam założyć jakieś obuwie. Westchnęłam cicho, słysząc krzyki dochodzące za moim drzwi. Otworzyłam drzwi na oścież, a mym oczom ukazały się sylwetki dwóch kolegów, którzy w najlepsze kłócili się o byle błahostkę.     Słysząc skrzypnięcie drzwi, odwrócili się w moją stronę, bacznie mi się przyglądając. Milczeli, co bardziej mnie rozjuszyło. Obudzili mnie nie wiem po co w dodatku nie potrafili powiedzieć dlaczego. Uniosłam znacząco jedną brew.

        - Czego?!

    Mój głos brzmiał trochę ostro, lecz byłam niewyspana, więc mogłam sobie pozwolić na taki ton. Geyko odezwał się jako pierwszy, przerywając męczącą ciszę.

        - Przyszedłem Ci zakomunikować, iż mamy misję i za godzinę musimy zjawić się pod bramą. - wyjaśnił rzeczowo.

 ' A jednak'. -  pomyślałam.  Westchnęłam cicho, zrezygnowana.

        - A ty Naruto? - spytałam.

Groźnie łypał na płowowłosego, jednak słysząc moje pytanie odwrócił się do mnie zdezorientowany.

        - E...co?

        - Po co przyszedłeś? - powtórzyłam, starając się zapanować nad złością.

        - A tak Cię odwiedzić. - powiedział z naturalnym wyrazem twarzy.

Możliwe, że działo się coś czego nie rozumiem. Może i dobrze?

        - Daj mi chwilę. - zwróciłam się do Sashibi'ego, po czym zatrzasnęłam przed nimi drzwi.

    Minęło kilkanaście minut za nim pojawiłam się na parterze. Musiałam zapakować kilka potrzebnych rzeczy, które udało mi się znaleźć w tym bałaganie. Omiotłam spojrzeniem swój pokój zauważając zalegający kurz i brud, który miotał się po kontach. Ostatnio nie miałam czasu na sprzątanie. Ba! Nawet się nie zastanawiam nad tym. Z łazienki zabrałam kilka bandaży, maści, kropel i wszystkiego co nadawało się do opatrywania ran. Również zabrałam więcej broni i zwojów. Przygotowana wyszłam na zewnątrz, zamykając swój dom na klucz, który schowałam do kieszeni. Przywitały mnie dwie znudzone twarze towarzyszy, których męczyło już swoje towarzystwo. Nie miałam ochoty wplątać się w ich spory. Toteż bez ostrzeżenia, zaczęłam podążać w kierunku bramy. Oboje znaleźli się po moich obu przeciwnych stronach.

        -  A tym razem po co idziesz? - spytał szarooki.

Naruto posłał mu zadziorny uśmiech.

        - Odprowadzić Was.

        - Hm...jakby przyzwoitka była nam potrzebna. - warknął  Geyko.

    Twarz blondyna poczerwieniała od emocji. Otwierał usta, aby powiedzieć kolejną ciętą ripostę. Wtrąciłam się.

        - A gdzie się udajemy? - spytałam za nim na dobre rozgorzeje walka na słowa.

Ninja spojrzał na mnie a jego twarz przybrała maskę obojętności.

        - Do Kumo.

        - Yhy.

Wykrztusiłam zastanawiając się nad sensem tej wyprawy, lecz nie powiedziałam tego głośno.

        - A kto będzie naszym kapitanem? - spytałam, wspominając ostatnie, krótkie chwilę Anaku.

Mimowolnie zadrżałam.

        - Zgadnij. - odparł z uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy.

Patrzyłam tak na niego otępiała. Milczałam.

        - Nie mów, że ty. - odparłam.

Chłopak przytaknął ruchem głowy po czym z wyższością wypiął swą wychudłą pierś.

        - A ja. 

    Więcej nie chciałam wiedzieć, toteż resztę drogi przebyliśmy w niemym milczeniu. Nawet Uzumaki się nie odzywał, co było rzadkością. Po kwadransie dotarliśmy do drewnianych wrót, które piętrzyły się na kilkanaście metrów. Przystanęłam dostrzegając kilkoro shinobi z naszej dawnej grupy. Szarooki nie czekając władczym ruchem dłoni przywołał do siebie swój oddział. Kilkoro ninja podbiegło do niego.

        - Wyruszamy do Kumo- Gakure naszą misją będzie odwet za nocną rzeź ale także na pozyskanie pewnym ważnych informacji. - popatrzył po zebranych. - Macie mnie słuchać, jeśli chcecie przeżyć. Zrozumiano!

        - Hai!

        - Nie ma co czekać, ruszamy. - oznajmił.

    Patrzyłam jak brama zostaje otwarta, skrywając za sobą wrogów. Westchnęłam cicho. Spojrzałam na niebieskookiego, na którego twarzy malowała się udręka.

        - Nie martw się będzie dobrze.

Sama nie wiem czy mówiłam do niego czy do siebie. Zerknął na mnie, po czym lekko się uśmiechnął.

        - Też mam taką nadzieję.

    Posłał mi jeden z uśmiechów, po czym odwróciłam się na pięcie i pognałam za swoją grupą. Czułam wzrok Naruto  na sobie, kiedy przekraczałam bramę.



***



    Znów mnie opuszczasz, kolejny raz patrze jak znikasz. Powoli mnie męczą te pożegnania a także smucą. Bo nie ma Cię przy mnie. Jesteś jedyną osobą, którą tak dobrze znam i cenię. Nie wiesz jak bardzo się boję, boję się, kiedy będę czekać przed bramą, Ciebie nie będzie, nie wrócisz już nigdy.  Przymykam oczy, po czym bezgłośnie szepce:

        - Mam tylko nadzieję.



***



    Siedział na krześle i niemal z lękiem zaczął przypatrywać się liczbie zabitych shinobi. Jak dużo stracił ludzi od wszczęcia wojny. Zaklął siarczyście pod nosem i uderzył pięścią w stół. Kilka papierów zawirowało i upadło na podłogę. ' Powinienem lepiej nad sobą panować ' - pomyślał, wpatrując się w zaczerwienioną rękę. Bolało jednak nie tak bardzo jak sądził. Usłyszał pukanie, monotonne i irytujące.

        - Wejść! - rozkazał.

    Usłyszał szmer i łoskot otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wkroczyła młoda kobieta o krótkich czarnych włosach. Spojrzała krytycznie na zrzucona kartki, które po chwili zaczęła podnosić.

        - Powinieneś bardziej dbać o porządek, dziadku. - odparła, kładąc papierzyska na biurko.

Staruszek obrzucił ją szybkim spojrzeniem.

        - Wiem, ale w takich czasach nie a czasu na takie pierdoły. - powiedział. 

Dziewczyna umilkła, przyglądając mu się bacznie.

        - Co zamierzasz? - spytała.

    Przymknął powieki. Nie lubił takiego tonu, którym się do niego zwracano. Może i był stary, ale nie głupi. Odchylił się na poręczy krzesła, po czym przemówił.

        - Nie spodziewałem, że nadejdą takie czasy. - mówił bez cienia wahania. - Jednak niektóre stare metody są przydatne.

Przez ciało kunoichi przebiegł zimny dreszcz. Mimowolnie w jej oczach widniał strach.

        - Ty zamierzasz..?

        - Tak. Poproszę Akatsuki o pomoc.



***

Kolejny rozdział za nami.