piątek, 17 sierpnia 2012

7. Nocna walka

Prawdziwy shinobi nigdy nie odwraca wzroku.
~ Darui


    Budzę się gwałtownie, wyrwany ze snu. Rozglądam się przestraszony. Widzę cienie podążające za mdłym blaskiem księżyca, który wpada przez okno. Nie dostrzegłem nic nadzwyczajnego. Czuję jak krople potu spływają mi po skroni i rozbijają się na kocu. Przeczesuje dłonią włosy, próbując się uspokoić.

        - Nic się nie dzieje. - szepce, lecz czuję, że to nie prawda.

    Nieoczekiwanie słyszę wybuch, a potem krzyk człowieka. Mrożący krew w żyłach wrzask agonii. Włoski jeżą mi  się na karku. Jak ogłuszony siedzę na łóżku, wpatrzony w przeciwległą ścianę. Jednak zaraz się otrząsuje i pędem podchodzę do okna. Wyglądam. Na ulicy panuje wrzawa a mieszkańcy uciekają w popłochu. Krzyczą, płaczą, lamentują. Podnoszę wzrok, widząc czarną smugę dławiącego dymu, a potem ogień. Czerwone jęzory ognia wystrzeliwują w górę zajmując pobliskie domy. Słyszę alarm. Przygryzam lekko wargę, po czym wracam do łóżka. Gorączkowo szukam obuwia pod meblem, chcąc jak najszybciej się ubrać.     Niezdarnie próbuję założyć bluzę, szukając swych butów. Znajduję je po chwili i wkładam. Podchodzę do okna i otwieram je na oścież. Skaczę. Nie ma czasu na zamknięcie mieszkania.  Ląduje na twardym gruncie, i pędem ruszam w kierunku pożaru, który zaczął się rozprzestrzeniać. Mijam przerażonych mężczyzn, którzy próbowali ratować swój dobytek. Na próżno. Ogień trawił wszystko co znalazło się w jego zasięgu. Z daleka widzę Ebisu wykrzykującego rozkazy. Podlegli jemu ninja wykonywali je bez protestu. Zauważyłem również mieszkańców, którzy z determinacją nosili wiadra wody. Podbiegłem do junina.

        - Nie przydasz się tu. - usłyszałem za nim zaproponowałem pomoc. Zmarszczyłem brwi.- Ale możliwe, że przydasz się gdzie indziej. My sobie poradzimy. - powiedział, odwracają się do mnie.

    Kiwam głową, nie protestując. Omijam grupkę ninja i biegnę dalej. Słyszę za sobą krzyki czarnookiego, lecz nie zatrzymuje się. Biegnąc, rozglądam się wokół jakbym nie poznawał dzielnicy. Ogień strawił 1/5 domów. Przygryzłem wargę, czując metaliczny posmak w ustach. Mój umysł pracuje na wysokich obrotach. Raptownie zatrzymuje się, słysząc szloch. Gorączkowo rozglądam się wokół. Widzę dom, który się pali i, który zapadł się już w połowie. Przed budowlą dostrzegam kobietę, która grzebie w stosie spalonych desek i kawałków tynku. Rozpaczliwie grzebie, nie przestając. Podbiegam do niej.

        - Co się stało? - pytam.

Odwraca się do mnie przestraszona. Jej oczy są zaczerwnienione a po policzkach spływają łzy.

        - On tam jest. Pomóż mi!

 Łka, trzęsąc się cała.

        - Kto? - pytam spokojnie.

        - Mój synek.

    Odwracam się w stronę domu, po czym bez słowa wbiegam na prawie już zniszczonę schody. Ganek zapada się za mną, zagłuszając płacz kobiety. Wbiegłem do pomieszczenia, które kiedyś było kuchnią. Rozglądam się szukając dziecka.

        - Jest tu ktoś! - wołam, mają nadzieję, że odpowie.

        - Tutaj. - słyszę cichy głos.

Z pod stołu wychodzi ubrudzony brunet. Uśmiecham się chcąc dodać tu otuchy.

        - Narobiłeś strachu swojej mamie. - powiedziałem.

Chłopczyk wybucha płaczem, a ja besztam się za swoją głupotę. Podchodzę do niego i biorę go na ręce.

        - Nie martw się zabiorę Cię do niej. Trzymaj się. - mówię, gdy ogień zaczął trawić kuchnię.

    Zatrzymuję się w chwili, kiedy kilka belek spada, zagradzając mi drogę ucieczki. Siarczyście klnę pod nosem. Szukam wzrokiem drogi ucieczki, lecz jak na złość jej nie ma. Czarnooki cicho popłakuję, nie mając sił na nic więcej. Nagle mój wzrok przykuwa okno. Patrzę przez chwilę na otwór, po czym podejmuję decyzję.

        - Trzymaj się to może zaboleć.

    Chłopczyk wzmacnia uścisk na mojej bluzie. Ruszyłem biegiem w stronę okna, po czym skoczyłem. Usłyszałem trzask pękającego szkła, który ranił moje uszy. Poczułem  ostry ból, gdy kilka odłamków wbiło się w skórę. Stłumiłem w sobie jęk. Ta chwila trwała wiecznie, kiedy znów poczułem na skórze przyjemny wiatr. Uderzyłem w ziemię w głuchym łoskotem i poturlałem się po ziemi. Zatrzymałem się ponad dwa metry od budynku. Leżałem tak cicho sapiąc od wysiłku. Nie otwierałem oczu. Bałem się. Tylko czego? Nagle czyjeś ręce szarpnęły mnie za bluzę. Jęknąłem, gdy niemal brutalnie wyrwały mi z ramion chłopczyka. Usłyszałem szloch i wtedy dopiero otworzyłem oczy. Zauważyłem kobietę, tulącą do swej piersi bruneta. Uśmiechnąłem się lekko. Z wysiłkiem wstałem, otrzepując swój dres z pyłu.

        - Dziękuję.

    Brunetka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Kiwnąłem głową. Dom zapadł się, wywołując nową arię nieprzyjemnych dźwięków. Wzdrygnąłem się, myśląc co by było gdybym nie uratował dziecka. Pokręciłem głową i bez słowa ruszyłem przed siebie.



***



    Niemal ugięły się pode mną nogi, kiedy usłyszałem ten głos. Ostry a zarazem kojący. Obcy a jednak dobrze mi znany. Zeskoczyłem z dachu, lądując obok kobiety. Przestraszona odwróciła się w moją stronę niemal z lękiem. Uśmiechnąłem się, widząc w jej oczach radosne ogniki, które szybko zniknęły.

        - Naruto nie strasz mnie więcej! - mówi, karcąc mnie jak jakieś małe dziecko.

        -Właśnie.

    Odzywa się mężczyzna, stojący obok Sakury.  Marszczę brwi, spoglądając na Geyko. Uśmiech gaśnie mi na ustach i przybieram maskę zobojętnienia.

        -Ah to ty. - rzekłem leniwie z irytacją.

    Shinobi marszczy swe brwi i uparcie mi się przypatruje. Staram się nie rzucić na niego i porządnie mu nie dołożyć. Nagle uśmiecha się kpiąco jakby odczytał moje myśli.

        - Jak chcesz to spróbuj. - zabrzmiało to jak wyzwanie, którego chętnie się podejmę.

Uśmiechnąłem się szeroko.

        - Nie musisz mnie to tego zachęcać.

        - Dość! - Ucisza nas Haruno, która patrzy na nas srogo. - Wstydźcie się! - mówi. Wywracam oczami. - Musimy pomóc rannym. - zwraca się do Sashibi'ego, całkowicie mnie olewając.

    Ninja kiwa głową i podbiega do kobiety, która nie potrafi się podnieść. Różowowłosa stoi, odwrócona do mnie plecami. Stała tak niczym posąg, a ja patrzyłem się na jej boskie oblicze.

        - Poszukaj lepiej Kakashi'ego. Jak ostatnio go widziałam nie wyglądał najlepiej. - odparła, przyglądając się zniszczeniom. - Uważaj na siebie Naruto. - mówi, odwracając się w moją stronę z nikłym uśmiechem na ustach. - Nie chcę...

    Nagle przerwała. Jednak domyśliłem, co miała na myśli.

        - Nie martw się, mnie nikt nie pokona.

Uśmiechnąłem się szeroko niemal z radością choć moje serce krwawiło.

- Gdzie mogę znaleźć Hatake? - spytałem.

Zielonooka wskazuje ręką na najbliższy wschód, gdzie unosił się dym.

        - Tam.

        - Dzięki. - odpowiedziałem i pobiegłem w wyznaczonym kierunku.

Tak bardzo chciałam jeszcze raz na nią spojrzeć, lecz nie potrafiłem.



***



    Patrzyłam jak znika w ciemnościach nocy. Mój uśmiech gaśnie a oczy zachodzą mgłą. Mam ochotę płakać, lecz powstrzymuje się. Gdziekolwiek bym spojrzała widzę rannych ludzi, krew i śmierć, unoszącą się nad naszą Wioską. Nie spodziewałam się, że nas zaatakują.  Wzdycham cicho. Płowowłosy przyniósł na rękach małą dziewczynkę, którą ułożył ostrożnie na ziemi.

        - Zajmę się nią. - powiedziałam  sztywno do medic-ninja, która pomagała mi zajmować się rannymi.

Podeszłam do blondynki a w mej prawej dłoni zalśniła zielona chakra.

        - Hm...ktoś wstał lewą nogą? - słyszę złośliwe pytanie Geyko, lecz nie zamierzam na nie odpowiadać. 

    Powinnam się przyzwyczaić do jego wredny odzywek, lecz nie było łatwo. Był po prostu wkurzający. Policzyłam cicho do dziesięciu, mając nadzieję, że się uspokoję.

        - Czyżbym Cię zdenerwował?

     Kolejne pytanie bez mojej odpowiedzi. Nieprzeniknionym wzrokiem patrzyłam jak rana na ramieniu zabliźnia się, pozostawiając po sobie rozdarty rękaw. Uśmiecham się pocieszona swoim wyczynem. Wstaję z klęczków i odwracam się do szarookiego.

- Chodźmy dalej ratować ludzi. - mówię ucinając dyskusję.



***



        Biegłem bez wytchnienia i poczułem już pierwsze oznaki zmęczenia. Nogi miałem jak z ołowiu i tylko siła wolni pchała mnie dalej. Choć shinobi zapalili lampy i tak marnie widziałem. Ciemność kryła  się niemal wszędzie. Otaczała mnie niczym kokon. Zadrżałem. Pozostawałem czujny bo nigdy nie wiadomo co czaić może się za rogiem. Zatrzymałem się i rozejrzałem wokół. Ujrzałem kilka ciał naszych rozszarpywane przez wygłodniałe kruki i wrony. Marszczyłem brwi czując obrzydzenie. Odwróciłem wzrok.

        - Prawdziwy shinobi nigdy nie odwraca wzroku. - usłyszałem czyjś spokojny głos.

    Gwałtownie odwróciłem się ku nieznajomemu. Był to mężczyzna o czekoladowej cerze i gęstych, białych włosach. Na jego czole widniała opaska Wioski Błyskawic. ' Shinobi z Kumo ' - pomyślałem. Wyprostowałem się i hardo spojrzałem na niego. Ostrożnie wyjąłem z kabuny kunai, przygotowując się do walki. Ninja patrzył na mnie przenikliwie, śledząc czarnymi oczyma. Uśmiechnąłem się zadziornie. Mężczyzna ani drgnął. Zachowywał się tak jakby mnie tu nie było. Irytował mnie. Nie lubiłem gdy ktoś mnie olewał.

        - Będziesz walczył czy nie?! - wydarłem się.

Białowłosy spojrzała na mnie przelotnie.

        -Nie.

    Chciałem go zaatakować, lecz w jego wzroku było takie coś, że nie zrobiłem tego. Nie patrzył prosto na mnie tylko za mnie. Zdezorientowany odwróciłem się i w oddali dostrzegłem dwie sylwetki walczących ninja. Przez chwilę nie orientowałem, kto to może być. Im dłużej patrzyłem tym bardziej jedna ze sylwetek wydawała się być mi znajoma. Stłumiłem krzyk, który ugrzązł mi w gardle uświadamiając sobie, iż Kakashi walczy jednym z Kumy. Przygryzłem wargę i ruszyłem w ich kierunku. Lecz drogę zagrodził mi czarnooki, materializując się przede mną. Zatrzymałem się metr przed nim.

        - Odsuń się! - warknąłem.

        - To ich walka. - powiedział bez mrugnięcia okiem.

    Zmarszczyłem brwi, niezadowolony. Spojrzałem w bok widząc jak Hatake podnosi się obolały i po czym rusza na blondyna.

        - Z resztą mamy to po co przyszliśmy a Shii postanowi się trochę rozerwać. - odparł spokojnie Darui.

    Spojrzałem na niego zaskoczony. ' Po co więc tu przybyli? Na pewno nie po mnie ' . - myślałem gorączkowo, lecz żadna odpowiedź się nie nasuwała.

        - Shii kończ to! - zawołał ciemnoskóry do kompana.

Tamten uśmiechnął się zadziornie i wykonał pieczęci.

        - Raigen Raiko-chu*! - krzyknął.

    Intensywne światło uderzyło we mnie niczym ogromna fala. Jęknąłem zasłaniając oczy. Zdyszany, otworzyłem je po chwili. Powitały mnie ciemności. Rozejrzałem się lecz nie dostrzegłem ninja z Kumo. 
'Uciekł '  - pomyślałem. Zacisnąłem usta.

        - Naruto! - usłyszałem krzyk mentora.

Pobiegłem do niego.

        - Nie ma ich. - wypaliłem na powitanie.

    Syn Białego Kła wyglądał okropnie, cały brudny i umazany krwią. Słyszałem jego świszczący oddech i przyśpieszone tętno. Był wyczerpany. Zdradzały go cienie pod oczami.

        - Powinieneś iść do Sakury ona Cię uleczy. - przerwałem ciszę jaka zapadła między nami.

Spojrzał na mnie, lecz nie  zaprotestował. Powoli kiwnął głową.

        - Zaskoczyli nas.

Nagle wyrwało mu się. Musiałem przyznać mu rację.

        - Tak, niestety.

***

Raigen Raiko-chu* - Elektryczny oślepiający błysk.
Iluzja polegająca na stworzeniu intensywnego światła, które oślepia wrogów i pozwala na ukryty atak.